Xanagaz
Łódź
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 37048.74 km
  • Km w terenie: 5964.79 km (16.10%)
  • Czas na rowerze: 81d 07h 16m
  • Prędkość średnia: 18.96 km/h
  • Ranking: pkt 0.000 / 5.0 - punkty 0.000 / 5.0
  • Mój profil.
baton rowerowy bikestats.pl

Aktywni Łodzianie


Są na mapie :)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Xanagaz.bikestats.pl

Archiwum

Rowery

Sobota, 8 czerwca 2013 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D


Dane wycieczki: 93.86 km (55.00 km teren)
Czas: 04:53 h
Prędkość średnia: 19.22 km/h
Prędkość maksymalna: 34.82 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min

Jedna z bardziej rozreklamowanych ustawek, bo z utworzonym wydarzeniem na Fejsie i wpisem nw fr.org. Mimo dobrej reklamy ustawka skusiła tylko 3 rowerzystów, czyli mnie, Tenbashiego o Olka. Miejsce zbiórki, tradycyjnie już przy wypadach na wschód, to Dworzec Łódź Widzew o 8:30. Byłem pierwszy, chwile później dojechał Olek, a zaraz za nim Bartek. Pogoda zachęcała do jazdy, około 20°C, krem na ręce nałożony - można się opalać... a raczej jeździć. Tempo z początku słabe, na co zwraca uwagę Bartek oscylowało wokół 20 km/h. Trzeba było się wkręcić na obroty. Mijamy budowę A1, stoi dokładnie w tym samym miejscu co ostatnim razem, mało się dzieje jak na mega plan rządu rozbudowy autostrad, dróg itd. Jedzie się fajnie, dojeżdżamy do przepustu pod wiaduktem na trasie Łódź - Warszawa i już pojawiają się pierwsze oznaki sytuacji w lesie która jest dość grząska. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że lasy szykują nam prawdziwe eMTeBe. Dojeżdżamy do momentu w którym trzeba przejść na drógą stronę torów. Chłopaki, jednak jakbyśmy pojechali dalej to nie trzeba by przechodzić, tam dalej jest przejazd, sorry ;p hehe. No i dalej w las, im dalej w las tym więcej... wody, kałuż, błota, bagien. Nikt się tego nie spodziewał, padało ostatnio dwa dni temu, a jak było widać las lubi trzymać wodę na wierzchu :) Przeprawa przez ten odcinek do torów zajęła nam trochę, miałem problemy aby się przebić przez jedną rzeczkę. Na pewno komary były zadowolone z naszej obecności. Gdy nareszcie opuściliśmy bagno i dojechaliśmy na w miarę stabilny grunt, można było ciąć dalej. Już po lekkim rozruchu tempo weszło na normalny zakładany poziom około 25 km/h. Wzdłuż torów, bez niespodzianek, dojechaliśmy na pierwszy dzisiejszy popas, pączki w cukierni bardzo dobre, lód z zielonej budki również. Jak na 10 rano w Koluszkach bardzo duży ruch, widać że znaleźliśmy się w centrum tej metropolii ;p Rowerzystów jakby więcej się narobiło ostatnimi czasy, co jest bardzo dobrym znakiem. No i teraz aby nie powtarzać ostatnich tras skierowaliśmy się na wschód od torów. Pierwszy skręt w prawo na tracku za Koluszkami okazał się fatalnym pomysłem. Po ostatnich opadach było tam mnóstwo wody, woda płynęła drogą prowadzącą... do jeziora które utworzyło się po ułożeniu w tym miejscu worków z piaskiem. Tutaj Bartko zalicza swą pierwszą kąpiel błotną. Na pewno nikt nie wyjechał stąd z suchymi skarpetkami i łydkami.Oczywiście takie miejsce wymaga uwieczniania na kartach pamięci, każdy na fotkę się załapał. Zarządziliśmy odwrót do asfaltu i jazdę do najbliższej możliwej drogi w prawo, która to skierowała nas na bocznicę kolejową. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w lesie więc zaproponowałem skręt w pierwszą lepszą ścieżkę która wydawała się w porządku, jednak nie miała końca, w sumie miała ale to było bagno, pojechaliśmy dalej. Lasem... błotnistym lasem. Z tej okazji nawet nakręciliśmy filmik. Prezentuje on nasze umiejętności lotnego pokonywania przeszkód z lądowaniem po kolana w błocie, było fajnie :) Po wyjeździe z jednego lasu, wjeżdżamy do drugiego, który już nie jest tak błotnisty, wręcz piaszczysty, gdyż iglasty. Szybko pokonujemy ten odcinek do Maksymilianowa. Następnie na asfalt który prowadzi aż nas do Rokicin-Kolonia na radlera i lody :) W tym miejscu, Bartek rzuca pomysł, że zjadłby sobie pizzę w Koluszkach, jednak jest jeszcze trochę wcześniej, więc po opuszczeniu miejscówki udajemy się w stronę Koluszek, ale uprzednio skręcamy na zachód w pobliski las. Przez Stare Chrusty i okoliczne pola dostajemy się do pizzerii na zasłużony poczęstunek pizzą gigant (52 cm). Kolejny radlerek i z pełnymi brzuchami, jednak nie obżarci ruszamy w drogę powrotną do domu, wzdłuż torów. To by było na tyle. Kolejny udany wypad. Dzięki! :)





Przejazd (przeprawa?) drogą


Jezioro z worków



Po leśnych wojażach





Popas Rokiciny-Kolonia


Schody technologiczne (???)


W oczekiwaniu na pizzę

Filmik z przeprawy w HD ;p
Niedziela, 2 czerwca 2013 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D


Dane wycieczki: 112.99 km (35.00 km teren)
Czas: 05:31 h
Prędkość średnia: 20.48 km/h
Prędkość maksymalna: 46.16 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min

O 10:24 dostałem dziwny telefon od skacowanego człowieka pragnącego wrażeń w postaci jazdy na rowerze "nie szybciej jak 20 km/h". Miałem być na Retkini o 11:30 abyśmy zdążyli na kaloryfer na 12:30... Z grubsza tak też się stało, razem z Silenozem "pognaliśmy" (hehe) w stronę Łagiewnik, już na starcie lekko spóźnieni. Tam czekał na nas Łukasz aka Minor. Chłopaki podobno skacowani, nie było widać. Uzupełniamy bidony i ruszamy wstępnie w kierunku Malinki. Górki, dołki itd. wiadomo - tereny zjeżdżone przez każdego więc nie będę się rozpisywał. W okolicach Glinnika spotykamy drugiego Marcina aka Lunatic. W tym miejscu już pojawia się pomysł aby zrobić setkę kierując się na czerwony szlak, zahaczając po drodze o stawy hodowlane w Ciosnach. Stawy oblegane przez wędkarzy i przeciętnych zjadaczy ryby wszelakiej. Nim dojechaliśmy na stawy Łukasz chciał zrobić zapasy na dzisiejszą setkę w sklepie w Białej, niestety jak to w takich sklepach bywa albo kartą płacić nie można albo jest dolny limit. W tym przypadku był dolny limit, więc Silenoz dostał piękny prezent w postaci 1 litra (soku) do wiezienia w plecaku. Sam Łukasz kupił chyba z pięć batonów aby dobić do 10 zł. Z Ciosen uderzamy do Rosanowa na pierwszego browara dla Silenoza. W tym miejscu następuje dziwna sytuacja. Kolega Lunatic jedzie przed nami, droga prosta. Marcin woła, pokazując że skręcamy do sklepu. Wydaje mi się, że się odwraca i widzi to co Marcin mu pokazuje, jednak Lunatic pojechał dalej. Jedzie, jedzie, aż w końcu znika za górką, zero odwracania. Chłopaki jeszcze przez jakiś czas stoją na drodze w oczekiwaniu na niego. Jednak nic z tego, wchodzimy do sklepu i robimy pierwszy postój, oczywiście komentując zaistniałą sytuację. Minor dostaje wyrzutów sumienia, że chłopaka zostawiliśmy ;p Po wyjeździe ze sklepu kierujemy się czerwonym szlakiem do Grotnik. W Ustroniu stajemy na kilka chwil w sklepie, delektuję się drożdzówką :) Pewnie pojawia się temat Lunatica ;) Tutaj rewidujemy trochę pogląd na dalszą jazdę, niebo dziwnie się chmurzy, Słońce zachodzi. Postanawiamy uderzyć dalej asfaltem w stronę Sobienia a następnie Bełdowa. W tych okolicach czerwony szlak zwykł być bardzo piaszczysty, jednak cywilizacja dotarła i tutaj. Na szczęście nie wylali asfaltu w lesie tylko zrobili szeroką szutrową drogę. Dalej kierujemy się z grubsza na Aleksandrów. Silenoz powoli umiera, bełkocze coś o jedzeniu, browarze, ogólne narzekanie na życie i w ogóle ;p Po dojechaniu do ścisłego centrum zatrzymujemy się w Polo Markecie, nasz malkontent pożywia się kabanosami i wstępnie nawet narzuca dobre tempo. Mam jedną teorię na temat tego tempa, było po prostu z górki i do tego z wiatrem hehe. Tak sobie jedziemy z prędkością powyżej 30 km/h aż to skrzyżowania na którym odbijamy w lewo kierując się na lody na Złotnie. Oczywiście kolejka jak za PRL, ale każdy kto był i spróbował wie, że na prawdę warto. Odtsliśmy swoje słuchając jakiejś blondyny, gadała non stop od momentu kiedy weszła do kolejki do momentu kiedy wsadziła sobie w usta loda, szkoda że wcześniej o tym lodzie dla niej nie pomyśleliśmy... Po lodach ruszamy dalej w kierunku Konstantynowskiej. Tutaj odłącza się od nas Łukasz a my jedziemy najpierw na pizzę na Retkińską, niestety rowerzyści niemile widziani, gdyż nie można przeprowadzić roweru przez salę aby usiąść sobie w ogródku, trudno. Pojechaliśmy do Fiero na Kusocińskiego 67. Jak już naoliwią stół to pizzeria na prawdę fajna, chociaż cenowo wypada drogo. No i mają piwo z puszki, Z PUSZKI !!! Do tego drogie. Jako, że jesteśmy rozsądnymi rowerzystami pojechaliśmy do sklepu a następnie na Lublinek. Tam w towarzystwie komarów zrobiliśmy po dwa. Długo nie zabawiliśmy, zaczęło się ściemniać... ale spokojnie - to nie od piwa. Co dalej... czas wracać. Obrałem trasę low profile i udałem się do domu żegnając Marcina na Retkińskiej. Nim pożegnanie nastąpiło pojechaliśmy oddać butelki, gdyż jak wspomniałem jesteśmy rozsądni. Koleś w sklepie zarzuca gadkę, że to butelki nie od niego, ale mi przyjmie bo kolega u nas kupuje :)





Sobota, 18 maja 2013 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D


Dane wycieczki: 147.50 km (90.00 km teren)
Czas: 07:21 h
Prędkość średnia: 20.07 km/h
Prędkość maksymalna: 42.58 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min

Wypad był planowany już na tygodniu, głównie chodziło aby trafić z pogodą. Jednakże ona nie zależy bezpośrednio od 4 rowerzystów którzy w końcu stawili się na stacji dworzec Łódź Widzew około 8:30 w sobotę: Tomasz zią, Bartko zią, Dżeju zią i Grzechu zią postanowili wyruszyć do Spały zaliczając jak najwięcej terenu jak tylko się da w drodze "do", natomiast planując jak najszybszy powrót w drodze "z". Po dojechaniu na dworzec pierwsze co zacząłem robić to regulowanie Barta przerzutki, niestety nie podołałem wyzwaniu, oczywiście obwiniam pancerze, pewnie brudne i zapchane - nie do wyregulowania, jakoś ustawiłem aby działało w zmniejszonym zakresie przelożeń (prawdę mówiąc nie słyszałem narzekań podczas całego wypadu, że coś nie działa ;) ). Chwilę po skończonej "regulacji", albo w jej trakcie, nadjechał nieco spóźniony Grzechu zią - wyraźnie zmęczony :) Nawiązała się gadka szmatka o blokadach w Rebach, Grześkowi działa bajecznie, Bartkowi "nie za bardzo". Chłopaki już się ustawili na dorobienie trzpienia. W międzyczasie poszliśmy się skeszować z Dżejem do bankomatu. Dosiadłem swój lekki rower z fajnym siodełkiem... czas ruszać, było koło 9:00 więc wszystko z planem. Tradycyjnie przy wypadach na południowy zachód jechaliśmy po północnej stronie torów prowadzących do Koluszek. Tempo było zacne, jednakże wiatr w twarz trochę psuł całą zabawę. Na wysokości Nowego Bedonia przeprawiamy się przez hardkorową rzeczkę pod mostem kolejowym i dowiadujemy się, że rzeczki z pozoru niewinnie wyglądające mogą pochłaniać rowery w całości. Dalej przyjemna droga przez las, w sumie podczas dzisiejszego wypadu były momenty, że nie wyjeżdżaliśmy z lasów przez kilkanaście kilometrów, bo albo jechaliśmy lasem albo jego skrajem, dobrze, że w Polsce są jeszcze takie miejsca. Dość szybko zbliżaliśmy się do pierwszego postoju na stacji Nowe Chrusty, zatrzymaliśmy się w pobliskim sklepie po prowiant. Gdy już mieliśmy jechać na stację słyszymy "psssssssss...". Powietrze z opony Grześka zasiliło to atmosferyczne. Cóż, trzeba się wtoczyć na stację i zmienić dętkę. Podczas zmiany dętki pozwoliliśmy sobie na małą sesję zdjęciową. Nie wiem czy żulek też na niej będzie, ale jebany miał mocny sen. Mimo potrząsania i gadania gościu ani drgnął, dopóki nie popatrzyłem czy oddycha sądziłem, że nie żyje :) Na wysokości Mikołajowa wjeżdżamy w las, czasami piasczysty, czasami z zajebistymi szutrami. Od tego momentu jedziemy lasem praktycznie aż do Spały, a później jeszcze dalej na północ. Drogi planujemy na chybił trafił, tak aby azymut się zgadzał i rzeczywiście, tam gdzie zmierzamy była jakaś droga. Nad Tomaszowem dojeżdżamy do nowowybudowanej trasy S8 która przecięła bardzo fajny leśny szlak, szybkie rozeznanie w terenie uświadamia nas, że trzeba dostać się do najbliższego mostu jadąc przez las, dosłownie przez las, nie było żadnej drogi dojazdowej do tego mostu, przynajmniej nie od razu przy samej trasie S8. Ów mostek wygląda bardzo fajnie, trawka elegancko przystrzyżona, drzewka posadzone, schludnie i ładnie. Następnie jedziemy "tak jak droga prowadzi" na Luboszewy. Ten odcinek okazał się bardzo malowniczy. Na samej górze tracka, tam gdzie zrobiliśmy zwrot o 180 stopni jest bardzo rozległe jeziorko bagienko, oczywiście uwiecznione na zdjęciach. Po drodze mijamy bardzo malownicze pole, oczywiście proszę na nim zdjęcie. Następną atrakcją były progi zwalniające na ziemnej drodze przez wieś, progi te były praktycznie pokryte ziemią więc ich wartość zwalniająca była niewiele większa niż okolicznych dziur... Ciekawe ile kasy na to poszło? Dżeju już mniej więcej od tego momentu sądzi, że go robimy w chuja i tak na prawdę nie jesteśmy kilka km od Spały tylko wywieźliśmy go w las ;) Po kilkunastu minutach dojeżdżamy do Spały na wypas: kiełbasa, lody, radler pomarańczowy, bułki, izotoniki, żubr... Sjesta nie trwała długo. Udaliśmy się w kierunku bunkra w Konewce. Oczywiście bez zwiedzania. Usiedliśmy przy okolicznym stoliku aby opracować jak najszybszą drogę do domu. Niby jeszcze miała być pizza w Koluszkach ale nie wyrobiliśmy się czasowo i chyba kiełbasa była na tyle duża, że nikt na głód nie narzekał. Niestety nie ma cycków, nie ma głównej ;) Objeżdżamy tereny przybunkrowe i udajemy się na zielony szlak który doprowadza nas do Czerniewic. Sądziłem, że z powrotem będziemy mieli z wiatrem, ale dupa. Praktycznie cały powrót mieliśmy pod wiatr. Nic ciekawego na tym odcinku się nie działo, no może poza kolanem Grzecha które zaczeło napier^&$%*, trochę tempo nam spadło ale no hard feelings ;) Dojeżdżamy do Żelechinka na krótki postój w Groszku. Na niebie szykuje się burzowa chmura, w dupę z nią i trzeba jechać. Przez cały nasz wypad nie spadła ani jedna kropla deszczu, gdzie TVN Meteo przepowiadało burzę z piorunami, wniosek?, TVN Meteo daje chu%^& pogodę. Pogoda dzisiejszego dnia była idealna :) Powoli zbliżamy się do Koluszek, zaliczając jeszcze jeden las na południu od owego miasta. Pod samymi KOluszkami, Grzesiek jako lokales, proponuje sprawdzoną stasę. Na samym jej początku spotkamy "dwóch starszych panów", którzy ostrzegli nas tymi słowami "tam nie ma drogi, nie dacie rady" :) Oczywiście droga była i radę daliśmy.
Fajny krótki singielek pod Koluszkami :) Przekraczając chyba ze trzy torowiska dostajemy się na "ostatnią prostą" prowadzącą wzdłuż torów do Gałkówka Dużego. Lekko odbijamy aby pojechać lasem (fajna trasa), dojeżdżamy do Janówki, po drodze sklepik, woda, bułka, kuśtykanie ;) Teraz już prosta droga na Łódź Widzew. Żegnamy się z Dżejem i Bartkiem na Henrykowskiej, a my z Grześkiem dojeżdżamy pod moją chatę. To by było na tyle. Pogoda fajna, ekipa fajna, dystans fajny, ta wycieczka chyba nie miała minusów poza Alantanem Plus (if you know what I mean ;P ). Dzięki chłopaki, na pewno zbudowaliśmy specyficzną więź :D hehehehe Na następną taką akcję na pewno pojedziemy wspólnie.


Piątek, 10 maja 2013 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D


Dane wycieczki: 26.86 km (4.00 km teren)
Czas: 01:24 h
Prędkość średnia: 19.19 km/h
Prędkość maksymalna: 38.54 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min

Pojechałem do Łagiewnik ustawić się z Kingą i Marcinem na jakieś jedzenie, pomysłów było dużo (Esplanada, Presto, Sphinx), ostatecznie wybraliśmy Presto, krem z pomidorów oraz wspomniana neapolitana na dwóch.

No i ON coś zdrożał ostatnio
Niedziela, 5 maja 2013 | Rower:


Dane wycieczki: 129.41 km (50.00 km teren)
Czas: 06:16 h
Prędkość średnia: 20.65 km/h
Prędkość maksymalna: 42.18 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min

Ustawiliśmy się dzień, dwa wcześniej z ekipą na fr.org w składzie Piotrek, Grzesiek, Łukasz, Tomek oraz Przemek. Dojechałem do chłopaków trochę później, sprawy w domu się przeciągnęły. Spotkaliśmy się na parkingu przy Okólnej/Serwituty. Cel wycieczki był już znany od momentu jej zaplanowania: osada rybacka w Sereczynie. Pogoda dopisywała od samego rana (kiedy to piszę jest sobota 11 maja, za oknem typowa weekendowa pogoda :) ). Pojechaliśmy w stronę Dobrej, początkowo zielonym. Założenie było aby trzymać się jak najwięcej terenu, asfalty zostawić na powrót do domu. Tempo na początku Przemek narzucił dobre, Piotrek wyraźnie odstawał. Zacząłem się zastanawiać czy chcemy go urwać czy to normalnie tak u nich na wycieczkach, że po drodze sukcesywnie każdy odpada :) W końcu jakoś dotrwaliśmy do końca w pełnym składzie, robiąc krótkie przystanki aby ekipa zachowała stan początkowy. Podmokłość terenu było już widać w Łagiewnikach, oczywiście spodziewałem się bagien na zielonym po skręceniu w lewo w Michałówku i nie zawiodłem się, błoto było (w tamtym miejscu chyba jest zawsze z racji na bliskie sąsiedztwo rzeczki). W takiej czy innej formie towarzyszyło nam do końca, a to kałuże na trasie, a to nasiąknięta polna droga. Trzeba było jechać dalej, chociaż momentami było ciężko (polna droga za Kurowicami). Przejechaliśmy Strugę Dobieszkowską dojeżdżając na pierwszy większy postój do sklepu w Kalonce, niezawodne biszkopty wrocławskie i łyk wody pozwoliły jechać dalej :) Oczywiście musiał się ktoś do nas przyczepić, a tym przyczepem okazał się pan na różowym rowerze, oryginalnym, chyba 30letnim z napisem Amsterdam, wszedł w jego posiadanie za jedyne 4 euro. Dłuższa chwila na gadkę i rozkminkę o tym dlaczego młodzi nie chcą mieszkać na wsi, jaką jest Kalonka, a bo to daleko do centrum. Dowiedzieliśmy się również od tego pana, że główną drogą Kalonki przejeżdża równie dużo drogich fur jak w centrum. Teraz trzeba było się dostać do Wiączynia, zobaczyć III Majowy Piknik na którym to miałem odebrać okolicznościowy medal za przebiegnięcie kilku eventów zorganizowanych pod szyldem GP Łodzi na 5 km. Po dojechaniu na miejsce załapaliśmy się na kilka zdjęć oraz na finisz pierwszych zawodników. Chwila podziwiania stadniny konnej Zbyszko (zbudowana na wypasie, mają rozmach skur... :) ). Komu w drogę temu czerwony szlak który doprowadził nas do lasu w Gałkówku. W Gałkowie Małym zatrzymaliśmy się na drugi postój. Rodzynki z bananem weszły bardzo dobrze. Krótka sesja zdjęciowa pod sklepem i ruszamy dalej. Po dojeździe do Pałczewa podrzucam pomysł abyśmy się udali do zachwalanej karczmy Złoty Młyn, tak też robimy. Po dojechaniu na miejsce tłum jest ogromny, auto obok auta. Chłopaki poszli zobaczyć co jest pięć, jednak kolejka jak za PRL odstraszyła nas od czekania na obiad... pizza w Tuszynie?... Mak w Rzgowie?... KFC?... Pomysłów było kilka. Postawiliśmy aby się wbić do Sereczyna. Po kilkunastu km jesteśmy na miejscu. Nogi mnie już lekko bolały, tak to jest jak się całą zimę biega i chodzi na siłkę, człowiek nierozjeżdżony to i nogi bolą. Powiem wam, że ta osada całkiem spoko, piwko po 6 zł, jedzenie całkiem, całkiem, chociaż chłopakom ryba (jak za to co dali) nie za bardzo smakowała - była raczej przeciętna. Ja na swój gulasz z dzika na placku ziemniaczanym nie narzekałem. Posiedzieliśmy, popiliśmy i w drogę. Ostatnie piwko z Grześkiem w parku im. gen. Jarosława Dąbrowskiego zakończyło dzisiejszy wyjazd, dzięki chłopaki :)


Grzesiek i Łukasz (Wiączyń)


Piotrek (Wiączyń)


Łukasz i Grzesiek (okolice Kurowic)


Nadjeżdża Piotrek (okolice Kurowic)


Przemek wytycza trasę (okolice Kurowic)


Sereczyn menu


Obiad


W drodze do parku :)



Piątek, 26 kwietnia 2013 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D


Dane wycieczki: 27.27 km (2.00 km teren)
Czas: 01:32 h
Prędkość średnia: 17.78 km/h
Prędkość maksymalna: 33.87 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min

Tradycyjnie w ostatni piątek miesiąca ognisko




Relacje i zdjęcia:
Chickenowa
Raven
Pixon
Czwartek, 25 kwietnia 2013 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D


Dane wycieczki: 48.68 km (23.00 km teren)
Czas: 02:41 h
Prędkość średnia: 18.14 km/h
Prędkość maksymalna: 50.15 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min



Relacje i zdjęcia:
Pixon
Raven
Sobota, 16 marca 2013 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D


Dane wycieczki: 96.99 km (0.00 km teren)
Czas: 04:06 h
Prędkość średnia: 23.66 km/h
Prędkość maksymalna: 40.50 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min

Wstępnie wyprawa była planowana na dziewiątego marca. Pogoda była wtedy jaka była, pojechał chyba jedynie wiki i to też nie nad zalew. Następnym termin był dziś. Obserwując pogodę kilka dni temu też wychodziło na to, że nie pojedziemy. Dopiero dziś rano zdecydowałem, że jadę, na termometrze było minus sześć stopni Celsjusza. W Wiskitnie stawiło się sześciu śmiałków plus jeden który nas po drodze opuścił. Z początku jechało się bardzo dobrze, wiatr w plecy robił swoje. Nie spodziewałem się, że drogi będą pokryte w takiej ilości wodą/śniegiem. Pewnie w piątek nawiało śniegu i stąd takie warunki. Większość trasy była przejezdna "suchym kołem". Do Wolborza dojechaliśmy pełnym składem, gdzie zrobiliśmy pierwszy postój regeneracyjny. Ja, Darek i Pixon zdecydowaliśmy już wcześniej, że tutaj odbijamy S8 na Piotrków. Szybkie obczajenie mapy i decyzja - nie będziemy jechać bocznymi drogami bo nie wiadomo co tam na nas czeka. Pognaliśmy S8 w kierunku Piotrkowa, by przed nim odbić na Rękoraj i dojechać do Srocka. Szosa sucha, nuda... Postój w Maku na jedzenie/kawę. Ruszyliśmy dalej ku lepszym czasom :)

Zdjęcia, komentarze:
Google+
Pixon
Cyklomaniak.pl

Sobota, 2 marca 2013 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D


Dane wycieczki: 60.11 km (0.00 km teren)
Czas: 02:22 h
Prędkość średnia: 25.40 km/h
Prędkość maksymalna: 0.00 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min



Nie zacznę tego wpisu od "pierwsza jazda w nowym sezonie" czy coś podobnego. I tutaj w zasadzie mógłbym skończyć :) Kontynuując, jazda regulacyjna, chociaż po drodze nie zatrzymałem się ani razu na regulację. Przerzutki chodzą dobrze od momentu wyjechania z domu, jeżeli chodzi o zmieniarki to wreszcie pozbyłem się Shimano Revoshifta, zastąpił go grip Srama X.0. Zrezygnowałem z płaskiej kierownicy, licząc na ustąpienie bólu pleców, przeliczyłem się. Mimo lekkiego podwyższenia pozycji oraz zwiększenia szerokości chwytu (kierownica jest szersza) dół pleców nadal mi dokucza. Wszystkiemu winna jest najprawdopodobniej krótka rura sterowa, nie ma możliwości założenia podkładek. W ostateczności pewnie rozejrzę się za amortyzatorem z dłuższą rurą, chyba że ktoś poleci mi warsztat zajmujący się przedłużaniem rur sterowych?
Sobota, 3 listopada 2012 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D


Dane wycieczki: 60.50 km (0.00 km teren)
Czas: 02:24 h
Prędkość średnia: 25.21 km/h
Prędkość maksymalna: 48.17 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min




Pixon się obudził około 22:30 w piątek i ogarnął jakąś wycieczkę na dziś. Jeszcze rano kontrolnie zadzwoniłem aby się dowiedzieć kto, co i jak. O 9:45 już ekipa czekała, jeszcze Pixon dojechał i w czwórkę ruszyliśmy uprzednio ustalając wariant podróży.