Xanagaz
Łódź
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 37048.74 km
  • Km w terenie: 5964.79 km (16.10%)
  • Czas na rowerze: 81d 07h 16m
  • Prędkość średnia: 18.96 km/h
  • Ranking: pkt 0.000 / 5.0 - punkty 0.000 / 5.0
  • Mój profil.
baton rowerowy bikestats.pl

Aktywni Łodzianie


Są na mapie :)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Xanagaz.bikestats.pl

Archiwum

Rowery

Wpisy archiwalne w kategorii

Szosa 2016

Dystans całkowity:648.52 km (w terenie 1.00 km; 0.15%)
Czas w ruchu:21:53
Średnia prędkość:29.64 km/h
Maksymalna prędkość:63.70 km/h
Suma podjazdów:1582 m
Maks. tętno maksymalne:167 (84 %)
Maks. tętno średnie:134 (67 %)
Suma kalorii:18430 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:92.65 km i 3h 07m
Więcej statystyk
Sobota, 21 maja 2016 | Rower: R1


Dane wycieczki: 203.00 km (0.00 km teren)
Czas: 06:32 h
Prędkość średnia: 31.07 km/h
Prędkość maksymalna: 63.70 km/h
Tętno maksymalne: 161 ud/min
Tętno średnie: 132 ud/min

Wycieczka była w planach od jakiegoś czasu, dystans początkowo miał być krótszy, tydzień temu mieliśmy zrobić podobną traskę kończącą się w Piotrkowie na stacji PKP. Musieliśmy przełożyć ze względu na niesprzyjające warunki pogodowe. Już w połowie tygodnia było wiadomo, że lecimy. Głównym celem było wpłacenie zaliczki na kampera którzy niedługo nas zawiezie do Włoch na zwiedzanie tamtejszych asfaltów. W składzie Barto i Pixon ustawiliśmy się na dworcu Kaliska. Pierwszy na starcie zameldował się Barto w bluzie (też nie wiedział po co ją wziął), drugi byłem ja, rzutem na taśmę do pociągu dotarł Pixon. W pociągu wspomnienia, plany na przyszłość itd. W sumie ostatni raz z Pixonem jeździłem w 2013 roku. Nikt się nie obraził, tak po prostu wyszło :) Za 12,41 zł spędziliśmy niesamowite 63 minuty (czy coś około) w drodze do Sieradza. Niby można było to zrobić rowerem, ale szczerze powiem że wolę zwiedzać trasy na których nigdy wcześniej nie byłem niż nabijać dystans dojazdami. Pogoda rozpieszczała, włączamy GPS i jazda. Kierujemy się przez Sieradz drogą równoległą do S8, myślałem, że będzie mniej tłoczno, na szczęście później ruch trochę zmalał, bo auta zjechały na wspomnianą S8. Jakoś tak dziwnie cisnęliśmy, ponad 30, czasami blisko 40. Głos rozsądku Barta w postaci "czy wam się spieszy gdzieś" zarzucił nam hamulec. Potem już spokojniej dojeżdżamy do Wielunia. Droga nie była jakaś super, praktycznie zero pobocza a ruch duży, dopiero w po odjeździe od Sieradza zmalał na tyle, że nie bałeś się o swoje życie. Pewnie wygodniej by się jechało poboczem S8 :) Dojazd do Wielunia zajął nam jakieś 90 minut, z racji tego że nie wypłaciłem kasy na zaliczkę trzeba było poszukać jakiegoś bankomatu. Nic straconego bo zaraz obok była Biedronka, po bułkach słodkich i coli wróciliśmy do wcześniej miniętego zajazdu załatwić formalności, chwilę to trwało. Jedziemy dalej drogą 74 na Bełchatów. Po wyjeździe z Wielunia ruch bardzo zmalał, bo w samym mieście tragedia. Trochę dalej pojawiło się bardzo duże pobocze, wiatr chyba nawet w plecy był. W tym komforcie przejeżdżamy około 30 km do miejscowości Rusiec. Na tym odcinku też gnaliśmy elegancko. Cały dzień był bardzo dobry jeżeli chodzi o wiatr, wiało albo w plecy albo jakoś z boku, siła wiatru bardzo mała. Pora na odbicie z tej drogi, jechało się fajnie, ale ile można. Wybieramy wariant przez okoliczne wioski, bardzo fajna szosa wśród lasów, głownie lasów, łąki od czasu do czasu. To było bardzo relaksujące 10 km. Cały czas jechaliśmy podziwiając widok ziemi wybranej abyście mieli w domach prąd. Hałdy robiły wrażenie. Za Chabielicami droga nabrała kształtu płyt połatanych asfaltem, więc nie jechało się za ciekawie, na szczęście odcinek krótki. Już powoli było widać okolice największej dziury w Polsce która niedługo (pewnie kilkanaście lat) zostanie zalana. Jakoś wcześniej rozrobiłem sobie drugie Vitargo które pewnie coś tam daje. W podsiodłówce miałem mnóstwo batonów, jednym poratowałem Barta, w sumie do domu dowiozłem 4 sztuki :) W miejscowości Kamień wjeżdżamy na najwyższej klasy asfalt z poboczem szerokości pasa głownego. To było jakieś 20 km bardzo dobrej jakości asfaltu, poezja dla kolarzy. W Kleszczowie odbiliśmy na punkt widokowy zobaczyć co zostało w dziurze. Jak już zaspokoiliśmy nasze potrzeby widokowe pojechaliśmy do okolicznych delikatesów na punkt odświeżania. Słońce piekło dobrze. Już szykowaliśmy trasę która poprowadzi nas do podjazdu na Kamieńsk. Po wyjeździe z Kleszczowa naszym oczom ukazał się jeszcze lepszy asfalt niż ostatnio, było z górki, było z wiatrem :) Momentami jechałem bez wysiłku, trzeba było tylko kręcić korbą. Na chwilę zatrzymaliśmy się aby Pixon przypomniał sobie jak dotrzeć do stóp podjazdu, okazało się że to zaraz za rogiem, po prostu nie kojarzył tak zajebistej drogi, droga ta zaraz za zakrętem zmieniała kategorię. Odbijamy w prawo robić podjazd i dosłownie po kilkuset metrach Bartowi strzela hak, dla niego wycieczka skończona, dzwoni po ratowników, my dokańczamy podjazd, na zjeździe już znamy dobrą wiadomość. Barto czeka na ratunek a my jedziemy dalej. Przed nami około 70 km do domu. Droga powrotna przetkana była dużo liczbą podjazdów, najlepsze zostawiliśmy na sam koniec. Nawierzchnia na odcinku do Bełchatowa pozostawiała wiele do życzenia. Samo miasto chyba nie lubi rowerzystów. Co chwila tabliczka przypominająca o zakazie poruszania się rowerem po ulicy, z drugiej strony cały czas jest ścieżka, no ale gdzie my na ścieżkę :) Na szczęście policji brak. Szybko przejeżdżamy przez miasto, nawet Pixon łapie KOMa. Przed nami jakaś 30km prosta. Droga bardzo fajna, jedzie się sprawnie. Ja podjazdy już odpuszczam, nogi nie dają rady. Po drodze mija nas gości któremu Pixon usiadł na kole, ja nie miałem już na to siły, tylko pomachałem głową że nie dam rady. Potem się okazało że wspomniany kolarz miał średnią 37 km/h ze swojego wyjazdu. Ciekawe jak długo byśmy mu na kole posiedzieli :) Zjazd, podjazd, zjazd, podjazd. Na podjazdach odpuszczam, na zjazdach dokręcam. Pewnie Pixon nabiera wątpliwości czy dojadę ;) Jedziemy swoje aż do Pabianic, zatrzymujemy się na oranżadkę i pączka. Trzeba było się szybko zebrać, aby się nie zasiedzieć. Już wiemy jaki wariant trasy obrać. Jedziemy na Widzew, jakoś tak fortunnie się złożyło, że bez kluczenia przejechaliśmy Pabianice. Przed Łaskowicami czekał na nas ostatni większy podjazd tej trasy. Tutaj nastąpił koniec wspólnej jazdy, zmian, głupich żartów itd :) Pixon odbija w prawo na Rudę, a ja przez Retkinie jadę w stronę domu. To była bardzo dobra wycieczka, nogi na pewno nie są jeszcze rozkręcone tak jakbym chciał, pod koniec brakowało mocy, a oddechowo było właściwie bez problemu. Dobre!







Czwartek, 19 maja 2016 | Rower: R1


Dane wycieczki: 50.61 km (0.00 km teren)
Czas: 01:40 h
Prędkość średnia: 30.37 km/h
Prędkość maksymalna: 49.30 km/h
Tętno maksymalne: 166 ud/min
Tętno średnie: 130 ud/min

Trasa trochę podobna do tej z WOW z Bartem. Trochę ją wydłużyłem z nadzieją na lepsze asfalty, z tym bywało różnie. Przynajmniej nie trzeba było jechać terenem, duży plus. Dojechałem do Janowic, po czym odbiłem do Lutomierska, a dalej tradycyjnie, przez Rąbień do Łodzi. Pierwsza jazda z Vitargo, węglach opartych na skrobii, o dziwno to się nie klei, jest przyjemne w smaku i nie powoduje gazów, a czy dodaje mocy? To się okaże po dłuższym testowaniu. Dwa bidony wystarczył (700+450 ml) a nowe mocowanie pompki się sprawdziło, czasami ocierało o nogi ale ogólnie luz, polecam :)
Następny KOM do zdobycia to Janowice - Wrząca, może być ciężko bo średnia tam to 39.8 km/h, przy dobrym wietrze do zrobienia, dziś to było niemożliwe, osiągnąłem tam raptem 33 km/h

Wtorek, 10 maja 2016 | Rower: R1


Dane wycieczki: 52.39 km (1.00 km teren)
Czas: 01:43 h
Prędkość średnia: 30.52 km/h
Prędkość maksymalna: 43.40 km/h
Tętno maksymalne: 167 ud/min
Tętno średnie: 133 ud/min

Po pracach ustawiliśmy się z Bartem na jakąś szoskę, nic nie zapowiadało tak wspaniałej zabawy. Kierunek i trasę mniej więcej miałem w głowie, jednak lubię to zmieniać. Tak stało się i dziś. Gdzieś tam po drodze zapytałem czy ciśniemy czy lajt. Bywało różnie. Na wyjeździe za oczyszczalnie odpaliliśmy pod Górkę aż do znaku stop niedaleko kościoła w Górce Pabianickiej, nikt nie odpuszczał. Ten podjazd pokazał, że dziś raczej będziemy cisnąć. Za Kudrowicami usiadł nam na kole gościu na MTB, okazało się że jeździ na ustawkach pod "hjundajem" na Retce. Charakterystyczne cechy szosowca na MTB? Brak kasku :) Cisneliśmy pod 40 km/h a on siedział, Barto gada aby do pieca dołożyć, on nadal siedział. Ostatecznie tak się zapędziliśmy w okolicach Majówki, że asfalt się skończył, GPS podpowiedział że kilkaset metrów szutru nikomu nie zaszkodziło, stąd kilometr przejechaliśmy w terenie. Później asfalt kategorii gorszej niż szuter, masakra.W Lutomiersku Barto nawiązał nowe kontakty w gronie budowlańców, omówił ideę fat bike, otarł się o elektryki, o kosmiczne ceny rowerów nowych i używanych racząc się niebieskim Oshee. Za Lutomierskiem asfalt znowu masakra, łata na łacie. Niesamowite wrażenia. Gdzieś w okolicach Babic na horyzoncie pojawił się kolarz, wiadomo co robimy - gonimy. Doszliśmy go jakoś przy zjeździe w Woli Grzymkowej i od tego momentu na zmiany dojechaliśmy do ronda w Rąbieniu, on skierował się na południe a my dalej w kierunku lodów na Złotnie. Cisneliśmy fajnie w okolicach 35 km/h. Na światłach na Szczecińskiej zapadła ostateczne i nieodwołalna decyzja o lodach, Barto trochę wątpił czy otwarte, jednak nieomylny Tomasz powiedział że raczej tak, wiadomo że miałem rację, on z kulek, ja z automatu. Zimno się zrobiło, dobiliśmy do Włókniarzy, podziękowaliśmy sobie za bardzo dobrą pracę na zmianach, ciągnięcie do końca (dziwnie to brzmi, w sumie to zależy od dewiacji z czym to komu się skojarzy), ale jak trzeba było cisnąć to cisneliśmy :)
Sobota, 7 maja 2016 | Rower: R1


Dane wycieczki: 104.01 km (0.00 km teren)
Czas: 03:21 h
Prędkość średnia: 31.05 km/h
Prędkość maksymalna: 47.90 km/h
Tętno maksymalne: 165 ud/min
Tętno średnie: 134 ud/min

Pomysł zrodził się wczoraj dość późnym wieczorem, nawet naszkicowałem trasę do Bełchatowa, na około kopalni, i z Piotrkowa do Łodzi pociągiem. Następne wszedłem na meteo.pl zobaczyć jak ma wiać jutro... Z planu nic nie wyszło. Zebrałem się koło 11:30 i ruszyłem z wiatrem, czyli na zachód.Jechało się wyśmienicie, do Warty miałem średnią około 33 km/h. Pierwszym przystankiem był Szadek, gdyż trasa miała wyglądać zupełnie inaczej. Z Szadku chciałem pojechać na Lutomiersk, jednak wycieczka wydawałaby się za krótka, ten wariant to około 80-90 km. Zdecydowałem się kupić kilka ciastek, soczek, uzupełnić wodę i pojechać do Sieradza aby stamtąd wrócić pociągiem. Odkąd eksportuje swoje jazdy na Stravę nic już nie jest takie samo, nigdy nie wiadomo gdzie ktoś wytyczył segment, trzeba być czujnym całą drogę i za każdym razem dawać z siebie wszystko :P Słoneczko praży, wiaterek powiewa w plecy. Warunki idealne na jazdę. Nawet po drodze zatrzymałem się na dwa zdjęcia.


Gdzieś po drodze minąłem pokaźną grupkę kolarzy, oczywiście jechali moim pasem, zastanawiałem się nacierając na nich czy zjadą, bo nic na to nie wskazywało. Ostatecznie zjechali, ale zanim podnieśli oczy znad wysokości poprzedzającego koła byliśmy jakieś 20 metrów przed sobą. Kultura :) Po skręceniu na południe w Warcie wiatr zaczął nie sprzyjać, z początku to bardzo przeszkadzało, prędkość znacznie spadła, a wysiłek wkładany w jazdę wzrósł. Perspektywa jazdy do Sieradza w takim wietrze z początku nie rysowała się optymistycznie. Na dodatek ta droga jest bardzo uczęszczana, co chwila ciężarówka albo auto. Jeżeli coś dużego nadjeżdżało z przeciwka, trzeba było się przygotować na solidny podmuch wiatru, z drugiej strony ciężarówka wyprzedzająca mnie przez chwilę eliminowała wiatr nacierający z naprzeciwka. Do Sieradza dojechałem w jakieś 35 minut, dobrze. Teraz trzeba znaleźć dworzec. Po spojrzeniu w rozkład który mówił o pierwszym pociągu dopiero za godzinę, zdecydowałem się pojechać do Zduńskiej. Nie wiem czy wiecie, ale jazda z Sieradza do Zduńskiej to praktycznie cały czas podjazd, pod wiatr, z 90 km w nogach. Trudno, trzeba jechać. Na szczęście niedaleko przebiega S8 więc ruch nie jest duży na tym odcinku. Zmęczenie dawało o sobie znać, fajne było to, że oddechowo całkiem przyjemnie, jednak nogi już zaczynały powoli strajkować.Jadąc ten odcinek snułem plany powrotu nim do Sieradza na ŁKA który to był godzinę później, spokojnie bym zdążył. Jednak perspektywa dwóch piwek z Zduńskiej wydała się bardziej kusząca. Na dworzec dotarłem na około 40 minut przed odjazdem pociągu. Zdążyłem się zaopatrzeć w co trzeba, przysiadłem w okolicznym parku na ławeczce i rozkoszowałem chwilą. To była dobra jazda :)
Czwartek, 5 maja 2016 | Rower: R1


Dane wycieczki: 31.17 km (0.00 km teren)
Czas: 01:07 h
Prędkość średnia: 27.91 km/h
Prędkość maksymalna: 50.40 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min

Niedziela, 3 kwietnia 2016 | Rower: R1


Dane wycieczki: 137.16 km (0.00 km teren)
Czas: 04:57 h
Prędkość średnia: 27.71 km/h
Prędkość maksymalna: 44.90 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min

To druga wycieczka szosowa w tym roku, dystans w stosunku do poprzedniej prawie dwukrotnie większy.
Pomysł pojawił się w środę, wtedy jeszcze nie było wiadomo czy pojadę na narty czy jednak na szosę, dopiero pod koniec tygodnia sytuacja wyklarowała się - szosa. Traska wstępnie została omówiona wczoraj, był jeszcze wariant Zalew Sulejowski. Umówiłem się z Anną, Dżejem i Jaromirem przy Casto na Rado. Do Starych Krasnodębów jechaliśmy dokładnie tak jak tydzień temu z Bartem, nic się od tamtego czasu nie zmieniło. Po drodze zapytałem jakąś lokalną wyjadaczkę asfaltów czy zna dobrą drogę na Uniejów pomiędzy A2 a trasą - nie znała. Nie musicie pytać już. Trasy nie udało się uniknąć, nic nie szkodzi gdyż po zjeździe z niej w stronę Dalikowa był genialny asfalt z wiatrem w plecy, czyli 40km/h dzień dobry. Tak się zapędziliśmy, że ominęliśmy jeden ze zjazdów w lewo, jednak warto było, mało jest takich asfaltów pod nosem. Po przekroczeniu A2 wiedzieliśmy że od teraz łatwo już nie będzie, wiatr przestał sprzyjać. Jednak pogoda nam sprzyjała, było wyjątkowo ciepło. Dość szybko dojechaliśmy do Uniejowa, w Uniejowie lody, kawka, te sprawy. Za miastem odbiliśmy w stronę Jeziorska, bardzo malowniczy kawałek asfaltów, jednocześnie mocno interwałowy, podjazdy i zjazdy. Jakość nawierzchni nie za ciekawa. Nie mogliśmy sobie odmówić kilku fotek na tamie. Czekał nas bardzo długi kawałek prawie prostej drogi, do tego pod wiatr, ze zmianami daliśmy radę, myślałem, że będzie gorzej. Już w Warcie czułem zmęczenie nóg, jechałem z myślą o dobrym piwku, które było praszywe (EB) czekającym na stacji w Sieradzu. Przed nami, na domiar złego, jeszcze jedna prosta :) Do Rossoszycy. Już ostatnie kilometry, jakby z górki. Musieliśmy zrobić krótki przystanek, chciałem odpocząć. Teraz można było cisnąć. Po drodze zorientowaliśmy się, że nie dojedziemy do Sieradza Głównego, więc zawróciliśmy do Męki, piwko, paluszki, relaks, potem Spółdzielnia w Łodzi, piwko, tym razem Raciborskie które parszywe nie jest. Było fajnie.
Sobota, 26 marca 2016 | Rower: R1


Dane wycieczki: 70.18 km (0.00 km teren)
Czas: 02:33 h
Prędkość średnia: 27.52 km/h
Prędkość maksymalna: 46.30 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min

Od rana pogoda deszczowa, jednak w miarę upływającego czasu zaczęło się rozpogadzać, a asfalt robił się coraz suchszy. Umówiliśmy się jakoś pod koniec tygodnia na szoskę z Dżejem jednak z niewyjaśnionych powodów postanowił milczeć kiedy przyszło do jazdy :)  W sobotę rano tematem zainteresował się Barto. I tak wspólnie czekaliśmy na 13, potem na 14 by wyruszyć koło 14:20 w kierunku który Bartek wcześniej zaplanował. Jadąc na miejsce zbiórki czułem, że wiatr będzie przeszkadzał, dobre w tej sytuacji było niedokuczające zimno, ubrałem się w sam raz. Nie wiedziałem jak będziemy jechać, liczyłem chociaż na powrót z wiatrem. Jednak wiadomo jak to bywa z powrotami z wiatrem, rzadko się takie zdarzają (chłopaki pewnie pamiętają Spałę w poprzednim albo dwa lata temu kiedy to też mieliśmy wracać z wiatrem). Ty razem "wiatry" były po naszej stronie.
Jechałem ze zmęczonymi nogami po piątkowym bieganiu, jednak dałem radę, tempo było mocne jak na początek sezonu, w dalszej jego części zapowiadam mocniejsze jak zejdę z wagą :) Asfalty w pierwszej części wycieczki nie powalały, korki przy cmentarzu na Szczecińskiej również, chwilę dalej był prawie pusty parking, a ludzie jak to ludzie, pchali się aby obstawić dwie strony drogi dojazdowej swoimi samochodami, zamiast poświęcić pewnie tyle samo czas na dojazd na parking i późniejsze przemieszczanie się na nogach. Alex, Ruda, Karolew, cały czas asfalt. Po wyjeździe z nielicznych lasów (chociaż po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że jednak było ich całkiem sporo) albo terenów zabudowanych wiatr dawał o sobie znać, ambicja zachęcała do szybszego kręcenia na podjazdach co też robiłem. W Parzęczewie zatrzymaliśmy się na jedyny postój, puszka Pepsi na dwóch, ja dolałem wody. Jako element artystyczny, pani z auta zapytała dwóch rowerzystów stojących przy sklepie o ulicę jakąś tam, naturalnie nie za wiele jej pomogliśmy. Po chwili pojechaliśmy dalej, jeszcze zdążyłem trochę skorygować położenie siodełka, a Barto dobić ciśnienia.
Wiatr już stawał po naszej stronie, po skręcie w prawo w Ozorkowie przez chwilę wiał dokładnie w plecy, piękna chwila :) Był Tubądzin, to znaczy że jesteśmy na dobrym kursie. Z Ozorkowa dość szybko dojechaliśmy do Grotnik, to były bardzo szybkie kilometry, dokładnie 7 wg znaku gdzieś w Ozorkowie. Zaczynałem odczuwać zmęczenie, podjazdy stawały się coraz trudniejsze, w nogach trochę piekło a dystans był nie za duży, jednak średnia spora (jak na początek sezonu ;) ). Trzeba poczynić jakieś przygotowania do Pętli Bieszczadzkiej. Chwilkę pogadałem z Bartem jak jedziemy, czy wjeżdżamy na trasę czy nie, po chwili zastanowienia zastosowaliśmy wariant pozatrasowy, czyli Szczecińska.  Dojechaliśmy wolniejszym tempem niż zaczynaliśmy pod Lewiatana, po batoniku i nadszedł czas rozjazdu, miałem jeszcze ze 4 km do pokonania, na szczęście z wiatrem, szybko poszło. Fajna traska na rozgrzanie.

Piękna Giordana poniżej, kolorowe zdjęcie, coś grubo wyszedłem...