Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2009
Dystans całkowity: | 1068.78 km (w terenie 59.00 km; 5.52%) |
Czas w ruchu: | 45:39 |
Średnia prędkość: | 23.41 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.66 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 169 (85 %) |
Maks. tętno średnie: | 144 (72 %) |
Liczba aktywności: | 22 |
Średnio na aktywność: | 48.58 km i 2h 04m |
Więcej statystyk |
Środa, 19 sierpnia 2009 | Rower: NOX Eclipse SLT v3 (11.04.2011)
Dane wycieczki:
124.45 km (3.00 km teren) Czas: 05:04 h
Prędkość średnia: 24.56 km/h
Prędkość maksymalna: 38.09 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Trasa
Punkt 11:30 wyruszyliśmy z Kingą z Włókniarzy/Konstantynowska z stronę Jeziorska. Na początku tempo było około 30km/h mimo wiejącego w twarz wiatru. Później nudy, nudy. Aż dojeżdżamy do Kwiatkowic, teraz zaczyna się droga zwana "po chuju". Nawierzchnia zupełnie niezdatna do uczęszczania przez rowery o oponach szerokości 1.25" W miejscowości Lichawa jakoś pomyliłem trasę i nie jecheliśmy zupełnie tak jak bym chciał. Ale później i tak dotarliśmy na miejsce. Zakwaterowaliśmy się pod klifami i chwilę poplażowaliśwy. Później trzeba było się zbierać. Ale zanim to nastąpiło "brzegiem" jeziora podjechaliśmy na wyśmienity obiadek w restuaracji w Pęczniewie. Szaszłyk, ziemniaki i surówka po 13,5. Szaszłyk nie byle jaki, spodziewałem się, że dostanę jakąś porcję mini a tutaj miłe zaskoczenie. To był cały boczkowy szaszłyk i chyba z 10 ziemniaków oraz słuszna porcja surówki - idzie się najeść. Około 19.30 wyruszyliśmy w drogę powrotną. Jak na sierpień noce są zimne, może w mieście minimalnie cieplej ale nadal zimno. Teraz już właściwą trasą przez Zadzim do Łodzi.
PS. Nie chcę nikomu robić nadzieji ale podobno jeden z Bikestatsowiczów ma działkę nad Jeziorskiem i zaprasza na weekendowy melanż ;]
Punkt 11:30 wyruszyliśmy z Kingą z Włókniarzy/Konstantynowska z stronę Jeziorska. Na początku tempo było około 30km/h mimo wiejącego w twarz wiatru. Później nudy, nudy. Aż dojeżdżamy do Kwiatkowic, teraz zaczyna się droga zwana "po chuju". Nawierzchnia zupełnie niezdatna do uczęszczania przez rowery o oponach szerokości 1.25" W miejscowości Lichawa jakoś pomyliłem trasę i nie jecheliśmy zupełnie tak jak bym chciał. Ale później i tak dotarliśmy na miejsce. Zakwaterowaliśmy się pod klifami i chwilę poplażowaliśwy. Później trzeba było się zbierać. Ale zanim to nastąpiło "brzegiem" jeziora podjechaliśmy na wyśmienity obiadek w restuaracji w Pęczniewie. Szaszłyk, ziemniaki i surówka po 13,5. Szaszłyk nie byle jaki, spodziewałem się, że dostanę jakąś porcję mini a tutaj miłe zaskoczenie. To był cały boczkowy szaszłyk i chyba z 10 ziemniaków oraz słuszna porcja surówki - idzie się najeść. Około 19.30 wyruszyliśmy w drogę powrotną. Jak na sierpień noce są zimne, może w mieście minimalnie cieplej ale nadal zimno. Teraz już właściwą trasą przez Zadzim do Łodzi.
PS. Nie chcę nikomu robić nadzieji ale podobno jeden z Bikestatsowiczów ma działkę nad Jeziorskiem i zaprasza na weekendowy melanż ;]
Wtorek, 18 sierpnia 2009 | Rower: NOX Eclipse SLT v3 (11.04.2011)
Dane wycieczki:
43.45 km (0.00 km teren) Czas: 01:30 h
Prędkość średnia: 28.97 km/h
Prędkość maksymalna: 40.58 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Dziś pojechałem porozmowiać o mojej karierze z drużynami Lampre N.G.C i Liquigas - Bianchi. Rozmowy przebiegały w przyjaznej atmosferze. Obie drużyny powiedziały mi, że widzą we mnie talent i chcą mieć mnie w swoich szeregach. Teraz wszystko w moich rękach z kim będę jeździł w przyszłym sezonie. Po rozmowach zabrałem się z ekipą Lampre na trening. Łódź - Konstantynów - Lutomiersk - Górka Pabianicka - Łódź.
Wtorek, 18 sierpnia 2009 | Rower: NOX Eclipse SLT v3 (11.04.2011)
Dane wycieczki:
13.21 km (0.00 km teren) Czas: 00:33 h
Prędkość średnia: 24.02 km/h
Prędkość maksymalna: 37.08 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Około godziny 13 ustawiono nas w sektorach. Jako, że lubię wyzwania sam ustawiłem siebie na szarym końcu. Gdy zawodnicy ruszyli zacząłem swój pościg i pognałem do przodu. Już na pierwszym podjeździe z kamieniami wielkości telewizorów pokazałem kto jest prawdziwym telemaniakiem i przelatywałem przez ramówkę jak zawodowy kamerzysta. Moja znajomość tematu poskutkowała i wyprzedziłem sporą część zawodników. Dalej chwila odpoczynku w postaci błotnistej prostej na której nadal wyprzedzam. Przed ostrym zjazdem zatrzymałem się aby podziwiać widoki i zrobić sobie zdjęcie z niedźwiedziem. OK, wystarczy - czas jechać. Teraz zaprocentuje posiadanie fula o 160mm skoku i 10kg wagi. Zjazd pokonuje jak kozica tatrzańskie półki skalne co daje mi prowadzenie i respekt wśród zawodników oraz wsród kozic rzecz jasna. Ciągle wyprzedzam jak Rossi na swoim superbike, gdzie mam miejsce kładę się na kolano aby makwymalnie wykorzystać właściwości jezdne mojego fula. Na 5km dopada mnie kryzys. Czuje się jak anorektyczka z kawału która zaraz zostanie wciągnięta w wir rezygnacji, apatii oraz marazmu(Dwie anorektyczki kąpią się w wannie. Jedna mówi do drugiej: - A teraz trzymaj się mocno, bo wyciągam korek) Moja zdolność pt. competitive nie daje za wygraną i po kryzysie nadchodzi faza ożywienia oraz wzrostu - moje akcje idą do góry. Teraz nie pozostalo mi nic innego jak jechać przed siebie i wygrać ten jeden z najtrydniejszych GP w kalendarzu. Podczas jazdy dostaje SMS od Rossiego ze wskazówkami - dzięki, bardzo mi one pomogły. Na 10km podjeżdżam do bufetu. W tym miejscu mam już sporą przewagę i mogę sobie pozwolić na rozkosze. Delektuje się tajskim masażem, gby hostessy podają mi jedzenie i napitek. Po 30 minutach kończę relaks i wracam do gry. Peleton jeszcze nie dojechał, ale ja i tak wiedziałem że nie mogę sobie pozwolić na opieprzanie i pognałem przed siebie. Na ostatnich 3km moja średnia w tym górzystym terenie podchodziła pod 43km/h - zostało ona poprawiona dzięki moim wspaniałym umiejętnością wspinania się pod najtrudniejsze podjazdy na Ziemi. Na metę wjeżdżam i... nikogo nie ma. Organizatorzy nie spodziewali się, że przejadę tak szybko i nie zdążyli ustawić mety, żadnych kibiców nie ma. Trudno, przecież ja nie jeżdżę dla innych tylko dla siebie.
Z tego miejsca chciałbym pozdrowić wszystkich uczestników ŚLR w Piekoszowie, wiem że nie mogliście być tutaj dziś ze mną, ale mam nadzieję że godnie was reprezentowałem i kiedyś zobaczymy się na starcie abyście poznali moją supermacje
Z tego miejsca chciałbym pozdrowić wszystkich uczestników ŚLR w Piekoszowie, wiem że nie mogliście być tutaj dziś ze mną, ale mam nadzieję że godnie was reprezentowałem i kiedyś zobaczymy się na starcie abyście poznali moją supermacje
Sobota, 15 sierpnia 2009 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Dane wycieczki:
36.07 km (0.00 km teren) Czas: 01:54 h
Prędkość średnia: 18.98 km/h
Prędkość maksymalna: 39.14 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Postanowiłem wyskoczyć do Łagiewnik trochę sobie "polatać". Najpierw kontakt z Triss potem z Cortezem. Wszystko na to, że się spotkamy na miejscu. Pod dojechaniu na Kaloryfer i odświeżeniu się ruszyłem niebieskim szlakiem by później wjechać gdzieś tam, technicznie - taki rów gdzie po obydwu jego stronach na górze da się jechać, Mucha, Pixon i inni mogą powiedzieć gdzie to jest dokładniej ;) Teraz postanowiłem skierować się na Jagody. Traskę po lewej stronie w całości pokonałem dwa razy i postanowiłem zobaczyć jak trasa wygląda po stronie prawej. Pierwsze dwie chopki zaliczone, później już nie chciałem ryzykować i nie skakałem. Skoczyłem hopkę przecinającą trasę maratonu a później aż do końca nic. Jedynie poskakałem sobie na ostatniej chopce która i tak jest większa od każdej na trasie po lewej stronie. Po oddaniu kilkunastu skoków zacząłem się brać za inne, zobaczyłem jedynie jak się czuje najeżdzając na nie. Miałem zamiar już je robić, cofnąłem się do chopki przecinającej trasę maratonu, za pierwszym razem pokonałem ją, teraz ona pokonała mnie - OTB, koło do centrowania, plecy do wymiany ;] Nie wiem jak to się stało ale urwałem zawór dętki, na szczęście z dętki nie wyszło powietrze ;) Po wypadku dzwonię do ekipy aby ustalić miejsce spotkania, mieliśmy się spotkać na Kaloryferze. Tym razem bez przygód dojechałem na spotkanie, gdzie obmyłem rany wojenne których i tak nie było dużo, jedynie zadrapanie na kolanie = jestem niezniszczalny :D
Piątek, 14 sierpnia 2009 | Rower: NOX Eclipse SLT v3 (11.04.2011)
Dane wycieczki:
34.80 km (0.00 km teren) Czas: 01:34 h
Prędkość średnia: 22.21 km/h
Prędkość maksymalna: 43.26 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Niedziela, 9 sierpnia 2009 | Rower: NOX Eclipse SLT v3 (11.04.2011)
Dane wycieczki:
28.09 km (3.00 km teren) Czas: 01:20 h
Prędkość średnia: 21.07 km/h
Prędkość maksymalna: 39.90 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Powypoczywać na młynek wraz z Triss i jej siostrą, niestety długo nie zabawiliśmy bo komarów było od zaje... ;]
Sobota, 8 sierpnia 2009 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Dane wycieczki:
12.82 km (3.00 km teren) Czas: 00:50 h
Prędkość średnia: 15.38 km/h
Prędkość maksymalna: 33.07 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Pomysłodawca dzisiejszego ogniska: Stopa
Ekipa: Stopa, ja, Triss z siostrą, Silenoz i Darek oraz Cortez
Wstępnie impreza była montowana na około 19. Nikogo oprócz mnie i Marcina na poligonie nie zastaliśmy. Szybkie SMS co jest i Lazego nie będzie a od Darka nie dostaję odpowiedzi ale ostatecznie przyjeżdża. Telefon od Kingi, że nadjeżdża z siostrą później napotykając na swojej trasie Corteza. Fakty są takie, że jak człowiek kupi sobie pięć piw to i tak przynajmniej 2 mu sępy wypiją i tak też się stało. Oprócz tego przegrałem walkę z drewnem i teraz mogę się pochwalić "pizdą" nad okiem. Oczywiście wizyta policji po cywilnemu jest nieodzownym elementem ogniska. I tak też się stało w dzisiejszym przypadku. Najpierw myśleliśmy, że to Straż Miejsca, później jak zauwazyliśmy cywilny samochód myśleliśmy, że ktoś sobie po prostu przyjechał ale jak zaczał kierować się w naszą stronę podejrzenia padły na policję po cywilnemu. Dwaj mili panowie kazali zmniejszyć ognisko i sobie odjechali ;] Oczywiście głównym palaczem na ognisku byłem ja, w promieniu 100 metrów od ogniska drewna już nie ujrzycie. Aaaaa... zapomniałbym - swoje ekscecy na strzelnicy odwalał jakiś goły gość, niezły zjeb :D To by było na tyle, zdjęcia pewnie gdzieś wypłyną ;]
Ekipa: Stopa, ja, Triss z siostrą, Silenoz i Darek oraz Cortez
Wstępnie impreza była montowana na około 19. Nikogo oprócz mnie i Marcina na poligonie nie zastaliśmy. Szybkie SMS co jest i Lazego nie będzie a od Darka nie dostaję odpowiedzi ale ostatecznie przyjeżdża. Telefon od Kingi, że nadjeżdża z siostrą później napotykając na swojej trasie Corteza. Fakty są takie, że jak człowiek kupi sobie pięć piw to i tak przynajmniej 2 mu sępy wypiją i tak też się stało. Oprócz tego przegrałem walkę z drewnem i teraz mogę się pochwalić "pizdą" nad okiem. Oczywiście wizyta policji po cywilnemu jest nieodzownym elementem ogniska. I tak też się stało w dzisiejszym przypadku. Najpierw myśleliśmy, że to Straż Miejsca, później jak zauwazyliśmy cywilny samochód myśleliśmy, że ktoś sobie po prostu przyjechał ale jak zaczał kierować się w naszą stronę podejrzenia padły na policję po cywilnemu. Dwaj mili panowie kazali zmniejszyć ognisko i sobie odjechali ;] Oczywiście głównym palaczem na ognisku byłem ja, w promieniu 100 metrów od ogniska drewna już nie ujrzycie. Aaaaa... zapomniałbym - swoje ekscecy na strzelnicy odwalał jakiś goły gość, niezły zjeb :D To by było na tyle, zdjęcia pewnie gdzieś wypłyną ;]
Piątek, 7 sierpnia 2009 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Dane wycieczki:
25.28 km (10.00 km teren) Czas: 01:17 h
Prędkość średnia: 19.70 km/h
Prędkość maksymalna: 46.12 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Około godziny 17 Silenoz przyjeżdża do mnie na swoim naprawionym amorze, który wstępnie działa gorzej niż zepsuty ale naprawiony jest wygodniejszy ;] Chwila dmuchania... amortyzatora ;) i możemy jechać. Przez Limankę i park jakiś tam, nie chce mi się teraz sprawdzać co to dostajemy się do Arturówka. Następnie kierujemy się trasą maratonu w kierunku kościoła, wcześniej docieramy do kapliczek ale tam nie było wody więc na cel bierzemy kościół. Z kościoła już trzeba było jechać na piwko. Polecam sklep na krańcówce, ceny porównywalne z tymi na stacjach benzynowych. Skończyło się na jednym u Parówy. Dopinamy szczegóły dotyczące sobotniego ogniska. Marcin jedzie do Rosanowa bawić się w drwala a ja jadę do domu szykować się na randkę ;]
Czwartek, 6 sierpnia 2009 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Dane wycieczki:
101.89 km (40.00 km teren) Czas: 04:53 h
Prędkość średnia: 20.86 km/h
Prędkość maksymalna: 51.25 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Około 11 wybyłem z domu w celach "miastowych". 12 punkt 15 telefon do Stopy w sprawie oblookania części Paco. Spotykamy się na Gdańska/Zielona i udajemy się na Gdańską 112 do dystrybutora części Paco. W jego odnalezieniu pomaga nam Pixon, który to na Allegro wyszukuje telefon do gościa gdyż na bramie nie ma ani śladu, że w tejże znajduje się jakiś dystrybutor części rowerowych. Po telefonie gość schodzi do nas i prawadzi do swej jamy. Kilkanaście minut gadki i Stopa decyduje się na sztycę i może w przyszłości ramę ale na pewno nie różową jak taki jeden z Łodzi ;). Pada pomysł piwka. W sumie czemu nie i po kupnie udajemy się na Zdrowie w celach konsumpcyjnych. Niewiedzieć czemu Stopa prosi o coś do picia innego niż piwo - dostaje Fantę. Gadka szmatka na ławce nad stawem i w niej już pojawia się pomysł ogniska. Dowiedziałem się tylko tyle, że Stopa jest już umówiony i nie będę mu zawracał głowy ogniskiem i którym jeszcze nie wiedziałem. Po kilkudziesięciu minutach udajemy się każdy w swoją stronę. Jakoś tak w międzyczasie dostaję SMS od Pixona czy jadę z Guciem robić setkę - nie pojechałem. Pojawia się pomysł spotkania w Łagiewnikach na jazdę - zostaje przyjęty. Mieliśmy się spotkać o 19.30 na Kaloryferze. Tak aby obejrzeć TdP i mieć czas dla siebie na przygotowania ;) Oglądając tę nudną szosę zdecydowałem, że wyjadę wcześniej - wyjechałen około 18 kierunek Łagiewniki. Już wiedziałem, że jednak nie jeździmy tylko jedziemy na działę do Silenoza na ognisko. Podczas mojej jazdy do Łagiewnik Pixon dzwoni i zawraca mi dupę abym kupił piwo i kiełbanę dla mnie i Marcina. Kiełbasę kupiłem i woziłem ją półtorej godziny jazdy w Łagiewnikach ;] Jeżeli przed jazdą nie była słona to po niej na pewno ;] Przed osiągnięciem destynacji dzwonię do Triss czy aby nie wybiera się z nami - nie odbiera. Później dzwonię jeszcze raz - nie odbiera. Dobra... w dupę ;] Jadę sam. Najpierw udałem się do Arturówka, później trasą maratonu do wodopoju przy stawie niedaleko kościoła - wody brak. Jakoś przeżyłem - jadę do kapliczek. A tam również wody brak - ja jebe, człowiek daje z siebie dużo bo wie, że czeka na niego zimna zdatna do picia woda a gdy już jest na miejscu to dupa. W końcu przy kościele wodopój był czynny. Zrobiłem co miałem zrobić i w drogę na hopki przy stawach - tam gdzie Daro miał problemy ;) Poskakałem chwilę i następnym celem są Jagody. Do spotkania mam jeszcze dużo czasu. Podjeżdżam sobie trasą którą wiedzie hopkowa ścieżka aby oblookać stan tychże. Chwila odpoczynku na górze i jazda w dół. Zaliczam prawie wszystkie hopki, oprócz hopek o mało co nie zaliczyłbym drzewa. W mgnieniu oka zahamowałem założyłem kontrę i witamy wśród żywych ;] Trasa przejechana raz. Z powrotem na górę. Teraz już zaliczyłem wszystkie hopki i nawet fajnie było - podobało mi się :D Trzeci raz na górę i ostatni raz zjeżdżam - bajerka. Teraz kieruję się trasą maratonu obok klasztoru na podjazd przy kapliczkach. Pokonuje go na stojąco i teraz wiem, że jest to męczące robić podjazdy na stojąco, nie wiem dlaczego ludzie myslą że ktoś jest gość jeżeli robi podjazdy w siodle. Dla mnie teraz ktoś jest gość kto robi podjazdy na stojąco. Żółtym szlakiem dojeżdżam na Uskok. Tutaj widzę jakiś gości łatających dętkę. Jadę dalej na Kaloryfer napić się i poczekać na Pixona. Po jakimś czasie przyjeżdżają goście z Uskoku. Jeden na Krosie zwraca moją uwagę z powodu niezłego obtarcia na plecach, myślę sobie czy on aby nie skakał na Krossie na Uskoku - jak się później skakał i coś tam gadał że sobie kupi zbroje i dalej będzie latał. Powodzenia i krzyż na drogę ;] Dostaję SMS od Kingi, że nie przyjedzie po została uziemniona przez hamulce i Szalonego Chemika ;] Trudno jakoś przeżyję. Pixon przyjeżdża lekko spóźniony - jedziemy do Rosanowa na ognicho. Gadamy, gadamy i Pixon postanawia zrobić podjazd przy kapliczkach na stojąco - jakoś mu się udaje ale na górze muszę go reanimować ;) hehehe ;] W doł i jedziemy do Rosanowa. Jak zwykle Pixon zjebał i zrobiliśmy takie koło, że to bania mała - szkoda pisać. Wreszcie dojeżdżamy do Rosanowa i w Kaktusie zaopatrujemy się w siedem Żubrów - średnio trzy na głowę. Marcin czeka na nas już przy kościele. Ja z niewybalansowanym rowerem (kolejne siedem Żubrów przydałoby się na drugiej stronie kiery ;] ) jakoś docieram na miejsce ogniska. Zostajemy przywitani po królewsku, znosimy drewno i palimy!!! Ognisko zakończyło się 3:0 dla jedzenia w pojedynku z Pixonem. Dwa razy kiełbana wylądowała w ogni i raz rozlało się trochę piwa ;] Po napełnieniu żołądków (niektórzy nie napełnili :D ) wyruszamy z Pixonem w stronę Zgierza odwiedzić tamtejszego Maka. Docieramy w tempie ekspresowym. Teraz już jest 4:0 dla jedzenia - tym razem rozlał się Szejk. O 23:45 Pixon mi się oświadcza - sam byłem w szoku :D (mówiłem, że bez echa to się nie obejdzie ko... lego :D ) Z Maka jedziemy do Pixona po moje świecidełko. Po opuszczeniu pałacu Pixona jadąc Zgierską spotykam Stopę który wraca z miasta. Oczywiście ma mi za złe, że nie zaprosiłem go na ognisko ;] To by było na tyle - wracamy do tradycji opisywania wycieczek ;]
Zdjęcia prezentują zajebiste ognisko i równie zajebistych chłopaków ;] Oraz najnowszej generacji systemy oświetleniowe tak tajne, że nie mogę o nich pisać ;]
Zdjęcia prezentują zajebiste ognisko i równie zajebistych chłopaków ;] Oraz najnowszej generacji systemy oświetleniowe tak tajne, że nie mogę o nich pisać ;]
Wtorek, 4 sierpnia 2009 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Dane wycieczki:
12.63 km (0.00 km teren) Czas: 00:42 h
Prędkość średnia: 18.04 km/h
Prędkość maksymalna: 30.75 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min