Xanagaz
Łódź
avatar

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 37048.74 km
  • Km w terenie: 5964.79 km (16.10%)
  • Czas na rowerze: 81d 07h 16m
  • Prędkość średnia: 18.96 km/h
  • Ranking: pkt 0.000 / 5.0 - punkty 0.000 / 5.0
  • Mój profil.
baton rowerowy bikestats.pl

Aktywni Łodzianie


Są na mapie :)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Xanagaz.bikestats.pl

Archiwum

Rowery

Piątek, 11 października 2013 | Rower: Canyon Torque FR 7.0

Ciemno, błoto

Dane wycieczki: 62.74 km (32.00 km teren)
Czas: 05:21 h
Prędkość średnia: 11.73 km/h
Prędkość maksymalna: 57.20 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min

Drugi dzień górskich wojaży przywitał mnie bólem głowy. Ciężko było się zwlec z łóżka, a jeździć trzeba. Pogoda dopisuje już od rana. Koło 9 opuszczamy kwaterę i udajemy się w kierunku wyciągu krzesełkowego na Czantorię. Po drodze oglądamy mapę okolicznych tras rowerowych, jest ich kilka, w tym jedna jakaś maratonowa. Robimy zdjęcia, może później się przydadzą. Przed wjazdem na szczyt pozwalam sobie na szybkiego śmietankowego loda, chwilę czekam, bo "jeszcze się nie zmroziło" - było warto. Mimo naszych starań aby kupić bilety młodzieżowe wjeżdżamy na górę na normalnych z rowerami czyli 15 PLN od głowy. Na samej górze witają nas kompletne pustki, jedyne osoby to te obsługujące wyciąg. Widocznie w piątek jeszcze turyści nie zdecydowali się na przyjazd. Wybieramy się Głównym Szlakiem Beskidzkim na południe w stronę Soszowa Małego. Szlak znamy z poprzedniego wyjazdu, więc niczym nas nie zaskakuje. Od ostatniego jeżdżenia niewiele się zmieniło. Krowa pod Soszowem stoi nadal ;) Po drodze zatrzymujemy się na regionalne Brackie, które to jest produkowane chyba przez Żywca w Cieszynie. Ładne regionalne piwko koncernowe. W okolicy dostępne jest wszędzie w cenach zaczynających się od 5,5 PLN. Czas szybko mijał, a my zbliżaliśmy się do Przełęczy Kubalonka, wiadomo co było w restauracji. Godzina robiła się późna a my jeszcze musieliśmy odwiedzić Baranią. Przed szczytem byliśmy około 16.30. Od tego momentu czekało nas jeszcze długie podejście. Na samym szczycie byliśmy o 17:20. W tym momencie jeszcze liczyliśmy na to, że uda nam się zjechać ze szczyty o rozsąnej porze i co najważniejsze jeszcze za dnia. Jednak wybranie najkrótszego wariantu, jakim wydawał mi się szlak niebieski okazało się zgubne. Już od samego początku nie było łatwo, kamienie, głazy i korzenie oraz powalone drzewa uniemożliwiały nam płynną jazdę. Ja jakoś dawałem radę, jednak Kamil sprowadzał co nas trochę spowolniało. W pewnym momencie czekając na Kamila, słyszę że ktoś za nami jedzie. Nie spodziewałem się tego co zobaczyłem. Był to koleś na sztywniaku który zapier... jak kozica w dół. Z przodu miał może 100 mm skoku a kamienie łykał elegancko. Lokales jakiś i wymiatacz okolicznych szlaków. Powiedział, że za drugim razem niebieski zjechał w całości - szacunek. Gościowi się spieszyło, po przedstawieniu nam najkrótszej trasy postanowiliśmy kontynuuować jazdę niebieskim. Zaczynało już się ściemniać i robiło się zimno. Przed nami było jeszcze jakieś 2 km szlaku. W pewnym momencie kamienie się skończyły a zaczęło się błoto, 1,5 km błota połączonego z rzeczką na szlaku oraz pozostałościami zwózki drzew. Było wspaniale :) Mój towarzysz nie miał wiele powodów do narzekań oprócz gnoju w butach. W tym momencie już było na prawdę ciemno. Wyciągnąłem latarkę aby polepszyć jakoś naszą sytuację. Niestety nie wiedziałem, że moje mocowanie jest popsute. Najpierw próbowałem jechać z latarką w zębach, potem trzymałem ją w ręce jednocześnie trzymając kierownicę i klamkę hamulca. Kamil miał swoją małą latarkę, która ledwo co działała. W końcu droga się polepszyła na tyle, że można było powoli jechać we dwie osoby na jednej latarce. Jechaliśmy powoli aby żadne z nas nie wpadło w jeszcze większe gówno :). Po jakimś czasie dojechaliśmy do asfaltu, jesteśmy uratowani ! Teraz mocujemy latarkę na taśmę izolacyjną i zjeżdżamy bez pedałowania aż do samej Wisły w okolice jez. Czerniańskiego. Mieliśmy się zatrzymać na jakieś jedzenie w Wiśle, jednak jechało się na tyle dobrze, że już pojechaliśmy do Ustronia. Pierwszy przystanek w karczmie okazał się przystankiem tylko na piwo. Była godzina może 20:20, dostaliśmy informacje, że kuchnia nie wydaje już posiłków... Skończyło się na pizzerii znajdującej się po drodze do naszego pokoju. Podsumowując było fajnie, trochę za dużo obijania na trasie przez co wracaliśmy przez błoto już w nocy. Ciekawe jak ta trasa wygląda jak jest sucho? Powinniśmy kiedyś do niej wrócić.
















K o m e n t a r z e
Jak to mówi maksyma nie ważny jaki rower ważne jaki jeździec ;) Ostatnio miałem okazje zobaczyć jak darty24 na sztywaniku zjeżdża. Panie po c... amor z przodu. Świetne okolice do jazdy, trzeba budżet podrasować i w przyszłym roku gdzieś skoczyć.
tenbashi
- 07:12 czwartek, 17 października 2013 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa nnejt
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]