Niedziela, 21 października 2012 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Dane wycieczki:
85.84 km (19.00 km teren) Czas: 05:52 h
Prędkość średnia: 14.63 km/h
Prędkość maksymalna: 62.48 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Miała być lajtowa wycieczka z grillem na końcu, jednak zacznijmy od początku...
Pogoda znowu zajebista, dziś pojechaliśmy na krótko, kto by pomyślał, że październik nas tak miło zaskoczy. Przed wycieczką oczywiście drobne regulacje są niezbędne, nasz Schab przesadził. Tarcze nie mogą dotykać klocków:
Byliśmy przygotowani na jakieś duże prędkości po zjeździe z Przełęczy Salmopolskiej, dociągneliśmy zaciski, jednakże przełęcz okazała się lipna, maks to był chyba 63 km/h - straszna lipa. Podjechaliśmy, zjechaliśmy - bez szaleństw.
Liczyliśmy na więcej, po drodze na Malince oczywiście sesja przed skocznią naszego Orła z Wisły.
Troszkę zgłodnieliśmy, znaleźliśmy w Wiśle super bar z naleśnikami, porcje ogromne w cenie około 12 zł, pyszności...
Gadaliśmy, w międzyczasie kupiłem mapę uprzednia gadająz z gościem z biura informacji tyrustycznej. Ostrzegał, że po parku krajobrazowym czy czymś takim nie można jeździć na rowerze - 500 zł jak kogoś złapią, ciekawe czy można prowadzić rower? Jak się później okazało nie dotarliśmy do omawianego miejsca. Po drugim śniadaniu ruszyliśmy do wyciągu na Czantorię, miał być nieczynny, okazał się w pełni sprawny
Jeszcze przed nami krótki podjazd na Wielką Czantorię i rozpoczynamy zjazd czerwonym w kierunku Soszów Mały, cały czas jedziemy na granicy Polsko-Czeskiej, co chwila słupki graniczne, dobry szlak :)
Po drodze kilka zjazdów, albo i zejść, sorry chłopaki - musiałem :D
Dotarliśmy do stacji narciarskiej Soszów, oczywiście...
Piwko :)
widoki zajebiste, jak widać, albo i nie widać - nie ma chmur
Nie przedłużając, tuż przed karczmą na Przełęczy Kubalonka - gleba
Jedyna kałuża aka bagno w promieniu kilkudziesięciu metrów, a śmierdziało to...
Teraz czas na main event dzisiejszego dnia. Marcin został chwilę w karczmie załatwić swoje sprawy. Ja z Kamilem pojechaliśmy dalej czerwonym w strone Wisły, chwilę czekamy a Marcina nie ma, Kamil postanowił się wrócić. Ja czekam. Po chwili dostaję telefon, że Marcina nie ma. Zjechał sobie z Kubalonki do Wisły, Kamil go goni, jest za nim kilkaset metrów, krzyczy ale Marcin zapierdala dobrze w doł. Dostaję telefon mówiący mi o zaistniałych wydarzeniach. Kamil zjeżdża dalej w nadziei, że Marcin zatrzymał się gdzieś i na nas czeka. Jednak nie czekał, schował się w jakimś sklepie czy tam barze. Ja nadal jestem na Kubalonce, czekam sobie na przystanku na następny telefon. Kamil dzwoni, mówi, abym zjechał na lewo do Istebnej czy coś, zjeżdzam do Istebnej, było już szaro. Po dojeździe dzwonię do Kamila, i kurwa najlepsze!, zjechałem w złą stronę. Prostujemy sytuację i podjeżdżam pod Kubalonkę w ciemnościach, było około 19. Następnie zjeżdżam z Kubalonki do Wisły w zupełnych ciemnościach, nie mam ani jednej lampki... Jakoś się jedzie, widać białe linie, od czasu do czasu auto zaświeci, tylko dwa razy mnie strąbili, jednakże i tak to był hardkore, mało co widziałem. Zjechałem do Wisły, Kamil czekał z lampkami. Dyskutujemy sobie, Kamilowi coś się pojebało z tą Istebną, niepotrzebnie tam zjeżdżałem. Doklejamy lampki izolacją do rowerów. Postanawiamy jechać. Po Marcinie ani śladu, sądzimy, że wyruszył w drogę do Szczyrku. Cóż, nie pozostaje nam nic innego jak wjechać na Salmopol i dawać do Szczyrku. Oczywiście już jest noc, dobrze że mamy lampki. Podjazd nam chwilę zajmuje, jest noc i 7°C. Zjeżdżamy do Szczyrku, podjeżdżamy na kwaterę a tam Marcin. Jak się później okazało, czekał w sklepie kilkaset metrów od miejsca w którym Kamil czekał na mnie, potem jak nas nie widział to pojechał do Szyczrku, on nie miał lampek, więc podjazd i zjazd z Salmopolu zaliczył w zupełnych ciemnościach widząc tylko ciągłą linię oddzielającą dwa pasy ruchu. Przyjechał na kwaterę przed nami jakąś godzinę, zdążył się zamelinować w barze i poprosić zapasowy klucz od właściciela pensjonatu. Ogólnie sobie trochę podyskutowaliśmy o zaistniałej sytuacji. Z grilla nici, poszliśmy na pizze i tak oto minął nam ostatni dzień w Szczyrku, było hardkorowo :)
Sobota, 20 października 2012 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Dane wycieczki:
33.98 km (28.00 km teren) Czas: 02:48 h
Prędkość średnia: 12.14 km/h
Prędkość maksymalna: 71.62 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Pomysł pojawił się znienacka. Mało czasu na organizację i załatwianie przedwyjazdowych spraw, nie przeszkodziło to w sukcesie. Wspólnie z Kamilem i Marcinem wybraliśmy się odwiedzić Szczyrk. Pogoda dopisywała praktycznie przez cały tydzień, od poniedziałku do niedzieli. My pojechaliśmy od czwartku do soboty. Około 10 rano, tuż przed opuszczeniem pensjonatu zastał nas taki oto widok:
Pogoda była chwalona przez cały wyjazd :) Dziś jeszcze pojechaliśmy ubrani na długo. Po opuszczeniu kwatery zdecydowaliśmy, że trzeba wjechać na Skrzyczne. Jednakże nie na rowerach ale na krzesełkach jak normalni ludzie :)
Po kilkunastu minutach i jednej przesiadce znaleźliśmy się na szczycie.
Ze Skrzycznego pojechaliśmy na Małe Skrzyczne
Odwiedzając po drodze Malinową Skałę napotykając później średnio trudne techniczne zjazdy.
Po jakimś czasie dojechaliśmy na Przełęcz Salmopolską zaliczając pierwsze... czy może drugie, piwo :)
Dalej cały czas kierowaliśmy się czerwonym szlakiem, który doprowadził nas do Chaty Wuja Toma. Niektórzy byli już mocno skacowani.
Po drodze napotykamy zarówno na konkretne podejścia jak i zjazdy
W pewnym momencie szlak idzie dalej na Klimczok, my jednak rezygnujemy z dalszej jazdy szlakiem, zostało mału czasu do zmoroku, postanowiliśmy skierować się bliżej Szczyrku i znaleźć jakiś konkretny zjazd co by można Vmax poprawić :) Po drodze jeszcze szybka sesja zdjęciowa i zaczynamy pierwszą część zjazdu
Potem nastąpiło jeszcze jedno podejście/podjazd, piwo po drodze, aby zacząć właściwy zjazd. Koniec na dziś
Niedziela, 14 października 2012 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D
Dane wycieczki:
55.67 km (50.00 km teren) Czas: 03:35 h
Prędkość średnia: 15.54 km/h
Prędkość maksymalna: 35.82 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Piątek, 28 września 2012 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D
Dane wycieczki:
27.04 km (1.00 km teren) Czas: 01:31 h
Prędkość średnia: 17.83 km/h
Prędkość maksymalna: 33.24 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Tradycja upadła na jakiś czas przez niesprzyjające warunki pogodowe, aby wczoraj się odrodzić. Zebrało się nadzwyczaj dużo osób, do około północy grzaliśmy się przy ogniu by później w 5°C rozjechać się do domów.
Sobota, 22 września 2012 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D
Dane wycieczki:
84.47 km (51.00 km teren) Czas: 04:23 h
Prędkość średnia: 19.27 km/h
Prędkość maksymalna: 40.62 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Pomysł pojechania pod Koluszki zaczął się od posta na forumrowerowym.org napisanego przez Pixona. Pomyślałem, że głupio tak poprzestać na Koluszkach i można lasami dojechać do Spały, powinno wyjść w sumie około 150 km. Plan wszedł w życie, jednak częściowo. Ustawiliśmy się około 9.15 na dworcu Łódź Widzew. Ja, Pixon, tenbashi, silenoz, Kamil, Michał oraz Mateusz. Spora grupa jak na takie warunki pogodowe. Ruszyliśmy w stronę Koluszek trzymając się torów. Z dobrym tempem dojechaliśmy do lasu w okolicach Gałkowa, gdzie wymuszony postój zatrzymał nas na trochę dłużej - wygiąłem wózek przerzutki :) Po dokładniejszych oględzinach wyszło na to, że wózek się rozczłonkował gdyż śruba trzymająca górne kółeczko wyrwała się z gwintu, winny - gałąź. Po znalezieniu wszystkich części (kółeczka, dystansów i śrubki) przystąpiłem do naprawy. W końcu razem z tenbashim udało się wkręcić śrubkę na kilka pozostających zwojów, trzyma się dość solidnie, ale będzie trzeba kupić dłuższą śrubkę i skontrować nakrętką. Około 11 ruszamy w dalszą drogę, zgodnie z planem zaczyna kropić. Deszcz towarzyszy nam aż do stacji kolejowej w Nowych Chrustach, gdzie zatrzymujemy się na piwko aby przeczekać najobfitszy opad. Chłopakom zaczyna się robić zimno i trzeba jechać dalej. Pomysł jazdy na południe upadł w tym miejscu, nikt w taki deszcz nie będzie jechał. Postanowiliśmy się pokręcić po okolicznych lasach. Zastanawia fakt, że jeszcze nigdy w swojej karierze rowerowej tutaj nie byliśmy, tereny zupełnie nowe, ale za to dające frajdę z jazdy. Na pewno trzeba się tutaj pojawić i to nie jeden raz. Następnie pojechaliśmy do Koluszek, gdyż zbliżała się pora obiadowa. Obczaliliśmy kilka lokali, których chyba było trzy, aby wstąpić na dwie pizze gigant, wyszło 7,2 PLN na osobę a każdy sobie żołądek zapełnił (w mniejszym albo większym stopniu ;) ). Dostaliśmy nawet kartę stałego klienta :). Obraliśmy kierunek Wiączyń, dostać się do niego mieliśmy od wschodu. Podążając cały czas pod wiatr w kilkadziesiąt minut jesteśmy na miejscu. Wariant tego powrotu wydaje się znacznie lepszy niż jazda przy torach. Po wyjeździe z lasy ekipa się dzieli. Pixon, tenbashi, Kamil jadą na północ a reszta dalej na wschód ul. Mileszki na piwo :) Koniec.
Musiałem trochę poprawić projekt mocowania górnego kółka, Shimano zjebało, ja naprawiłem :)
Poniedziałek, 17 września 2012 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D
Dane wycieczki:
57.53 km (0.00 km teren) Czas: 01:57 h
Prędkość średnia: 29.50 km/h
Prędkość maksymalna: 39.00 km/h
Tętno maksymalne: 168 ud/min
Tętno średnie: 148 ud/min
Sobota, 15 września 2012 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D
Dane wycieczki:
63.60 km (27.00 km teren) Czas: 03:34 h
Prędkość średnia: 17.83 km/h
Prędkość maksymalna: 51.64 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Wtorek, 11 września 2012 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D
Dane wycieczki:
37.52 km (11.00 km teren) Czas: 01:54 h
Prędkość średnia: 19.75 km/h
Prędkość maksymalna: 44.71 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Niedziela, 2 września 2012 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D
Dane wycieczki:
34.06 km (30.00 km teren) Czas: 01:24 h
Prędkość średnia: 24.33 km/h
Prędkość maksymalna: 57.32 km/h
Tętno maksymalne: 194 ud/min
Tętno średnie: 156 ud/min
Dystans mini :D Po wczorajszym biegu na 10 km (45 minut :) ) myślałem, że na drugi dzień będę umierający ale nic takiego nie miało miejsca, trochę czułem wczorajsze zawody ale nie przeszkodziło mi to w mocnym jechaniu od początku, szybko przeszedłem na czoło 3. sektora, by dość długo się tam utrzymać i zacząć doganiać ostatnich z drugiego. Passa trwała 20km... guma. Otwieram plecak a tam brak łyżek do... Cóż, pompuję, myślę sobie że może zeszło, jednak później po pożyczeniu łyżek od Silenoza który mnie dogonił, jak i mnóstwo innych zawodników, udaje mi się zmienić dętkę na dziurawy zapas :D No dobra kurwa, koniec wyścigu, tracę około 20 minut, łatam dętkę i w drogę. Na metę dojeżdżam gdzieś pod koniec stawki tracąc najprawdopodobniej 3. sektor. Cóż, wyścig bardzo udany :D
Niedziela, 29 lipca 2012 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Dane wycieczki:
115.62 km (50.00 km teren) Czas: 05:23 h
Prędkość średnia: 21.48 km/h
Prędkość maksymalna: 41.81 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Wyskok WRC tym razem.
Od rana pogoda dopisywała, jeszcze rano się zastanawiałem czy wziąć szkła przyciemniane czy żółte - wziąłem żółte. W momencie wyjścia z domu Słońca już nie było. Dojechałem spóźniony, niektórzy w ogóle nie dojechali. Dziś ustawiłem się z Bartkiem. W planach był czerwony szlak a potem zalew pod Leźnicą Wielką, wyruszyliśmy w nadzieji, że burza nad nie złapie. W Glinniku ogarneliśmy sytuację i zdecydowaliśmy się na powrót przez Palestynę do Łagiewnik. Tam u Parówy chleb ze smalcem i Raciborskie z sokiem dało nam do myślenia. Cały czas lekko padało, ale coś trzeba było robić. Postanowiliśmy pojechać na lody na Złotno. Jednak na wysokości stawów w Arturówku plany uległy zmianie. Jedziemy na czerwony, gdyż pogoda się robi. Szybki rzut oka na mapę, która ledwo co kupy się trzyma ;) Pojechaliśmy znowu do Palestyny, tym razem asfaltem i w Glinniku obraliśmy kierunek czerwonym szlakiem. Jechało się przyjemnie, na deszcz zanosiło się cały czas, ale przed kompem w niedziele nie będziemy siedzieć. Szlak w tych rejonach jest bardzo przyjemny. Szybkie, ubite leśne ścieżki, właściwie drogi pożarowe, pozwalają cieszyć się jazdą. Po drodze nic ciekawego się nie dzieje, jedynie przejście przez jedynkę zajmuje nam trochę czasu, a później wjeżdżamy na szlak w miesjcu które trzeba dobrze wyczaić aby nie przeoczyć wjazdu w las. Na wysokości Karolewa zaczynają się super piachy. W lesie praktycznie cała droga jest mocno piasczysta. W tym momencie już widzieliśmy czarne chmury nad nami i czuliśmy wzmożony wiatr, trzeba było jak najszybciej pojechać do jakiejś cywilizacji się schronić, niestety, jedyną cywilizacją jaką znaleźliśmy był kawałek daszku od jakiejś wiaty, który po schowaniu się pod niego, ledwo co wystrczał aby nam na głowę i na buty nie padało. W tym momencie nie było jeszcze tak źle, byliśmy mokrzy ale bez przesady. W końcu ruszyliśmy do Aleksa się posilić. Tutaj chwilę postaliśmy aż deszcz przestał całkowicie padać i dalej ruszyliśmy szlakiem w kierunku Rąbienia. W sumie nic ciekawego się nie działo, chyba że Bartek chce coś dodać ;) Po dojechaniu na Złotno okazało się że budka z lodami nieczynna... no trudno. To by było na tyle wspólnej jazdy, rozjechaliśmy się do domu aby zjeść normalne obiady :)