Sobota, 23 listopada 2013 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Dane wycieczki:
94.61 km (47.00 km teren) Czas: 04:47 h
Prędkość średnia: 19.78 km/h
Prędkość maksymalna: 35.57 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Planując tę wycieczkę mieliśmy nadzieję wstrzelić się w okno pogodowe między deszczowym piątkiem a zimną niedzielą. Odnieśliśmy sukces. Wstałem wstępnie o 7.00, aby wyłączyć budzik. Wstałem właściwie o 7.55, aby zacząć rozkminkę czy głowa boli mnie wystarczająco i czy jestem odpowiednio nawodniony aby jechać. Z Kamilem byłem ustawiony o 8.30 na skrzyżowaniu Marszałków. O 8.24 dostaję wiadomość czy mi nie zajebali zegarka z komunii, czyli Kamil już czeka. Ja w tym momencie byłem w domu, zdzwoniliśmy się i Kamil pojechał w stronę Maka na Retkini. Wyjechałem w domu koło 8.30 w stronę Almy na Kilińskiego, wcześniej dostałem SMS od ekipy z Rado, że się trochę spóźnią. Później okazało się, że lekko zabłądzili na Zdrowiu. W końcu złapałem Kamila przy Almie i razem pojechaliśmy do Maka. Po drodze wjechaliśmy na klina do sklepu, przy okazji kupiłem wodę :) Z tego miejsca do Maka był już rzut kamieniem. Chłopaki na nas czekali, w tym jedna świeżynka w postaci Panaut0lordv z forumrowerowego.ord, aka Michał. Ekipa iście elitarna, moja skromna osoba, Barto, JJ, Grzechu, Kamil i Michał. Rano byliśmy wszyscy trochę głodni, więc każdy coś wszamał, Barto załapał się na promocję, kawa 3,80 (normalnie), a on wziął kawę + ciastko za 4 PLN (chyba dobrze pamiętam?). No i rano Mak nie serwuje czizów, trudno. Tosty z bekonem były równie zajebiste. Dziś szykowała się naprawdę lajtowa wycieczka. Dobrze, że ruszyłem dupę z domu, bo rano ciężko było podjąć tak trudną decyzję kiedy za oknem niepewna pogoda. Ruszyliśmy w stronę przejazdu Franciszka Plocka, dalej wzdłuż torów przez Uroczysko Lubinek. Skierowałem chłopaków na pewną chopkę na której dawno nie skakałem. Kamil też dawno nie skakał i zaliczył pierwszą glebę dziś :) Ja wylądowałem miekko, z telemarkiem. Na szczęście nic mu się nie stało, mogliśmy jechać dalej. Ktoś tam z przodu chciał nas wyprowadzić do wysypiska śmieci, na szczęście w porę zareagowałem i dobiliśmy na właściwą trasę. Dalej pojechaliśmy do sklepu w Górce Pabianickiej. Kamil był już lekko spragniony, lekko zdębieliśmy kiedy wyszedł z dwoma Żubrami i czteropakiem 10,5. Potem się okazało, że dawno nie pił tego piwka, dlatego kupił :) JJ słusznie nas ostrzegł, aby nie spijać browaru pod tym sklepem bo w okolicy często policja jeździ, ledwo co ruszyliśmy i po trasie śmignął radiowóz. Pojechaliśmy na Wolę Żytowską, Wysieradz, Markówkę i Zakrzewki. Piszę o tym, bo tej części trasy nie mam dokładnie na tracku. Oczywiście po drodze zahaczyliśmy o sklep w wiadomym celu, pole odwiedziliśmy również w wiadomym celu. Ekipa nam się bardzo rozluźniła, żarty chodziły na lewo i na prawo. Szczególnie wkręcił nam się jeden temat o Annie :) Było wesoło. Z Zakrzewek wbiliśmy się na czerwony, standardowy szlak do Kolumny. Następnie odwiedziliśmy kopalnię piasku, standardowy element krajobrazu który "zwiedzamy" podczas każdej wycieczki w te rejony. Tutaj Michał musiał nas opuścić. My raczyliśmy się kiełbasą, która wstępnie miała być z przeznaczeniem na ognisko. Kiełbasa i browar, to jest to. Do tego ciasteczka od Barta, poezja :) Potem zielonym do Ldzania, odwiedzić sklep w którym to obsługuje Gosia, wkręciła nam się również i ona. Anna i Gosia umilały nam jazdę, trajangle i inne sprawy... hehehe :D Za Ldzaniem pełny spontan, jakoś jechać tak terenem, aby w grubsza walić na wschód. W okolicach Chuty Dłutowskiej znowu postój i znowu refill. Ten dzień jakiś pijacki się zrobił. Szkoda Silenoz, że Cię nie było z nami :D Zaraz jak ruszyliśmy JJ zalicza pierwszą swoją glebę, drugą w sumie tego dnia. Koło lekko mu odjechało i zatrzymał się na mnie wywalając się na błotko. Jakoś bardzo się nie ubrudził, w końcu uratowałem te jego drogie sprzęty i odzież przed totalnym zniszczeniem. W stronę Prawdy pojechaliśmy przez bardzo klimatyczny las. Nigdy w tych okolicach nie jeździłem dłuższej trasy, z tego co kojarzę byłem tutaj bardzo dawno temu. Z Prawdy już najkrótszą drogą do Łodzi na Stawy Stefańskiego do kolejnego sklepu. Montujemy już latarki bo zaczyna robić się ciemno, co gorsza zaczyna trochę padać. Na rogu Rudziej i Przestrzennej żegnamy się z Barto i JJ. Uderzamy w trójkę w stronę Widzewa. Na Romanowskiej odjeżdża od nas Grzechu, teraz wspólnie z Kamilem jedziemy do mnie. Pomyślałem, że fajnie będzie zrobić odcinek terenem wzdłuż torów. Ja miałem lampkę pozwalającą ogarniać teren, Kamil już średnio :) On ruszył dalej w stronę Nowosolnej a ja zakończyłem swoją jazdę na dziś.
Środa, 20 listopada 2013 | Rower: Miejscowy
Dane wycieczki:
27.01 km (4.00 km teren) Czas: 00:45 h
Prędkość średnia: 36.01 km/h
Prędkość maksymalna: 0.00 km/h
Tętno maksymalne: 148 ud/min
Tętno średnie: 136 ud/min
The Walking Dead
Wtorek, 19 listopada 2013 | Rower: Asics Gel - Virage 6
Dane wycieczki:
10.00 km (0.00 km teren) Czas: 00:51 h
Prędkość średnia: 5:06 km/h
Prędkość maksymalna: km/h
Tętno maksymalne: 148 ud/min
Tętno średnie: 141 ud/min
Jakoś dziwnie BS liczy prędkość średnią. Boardwalk Empire S04E07.
Wychodzi na to, że zamiast prędkości średniej przy bieganiu jest tempo :)
Wychodzi na to, że zamiast prędkości średniej przy bieganiu jest tempo :)
Sobota, 16 listopada 2013 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Dane wycieczki:
111.16 km (43.00 km teren) Czas: 05:43 h
Prędkość średnia: 19.44 km/h
Prędkość maksymalna: 54.31 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Tym razem wyprawa miała skierować się na wschód, docelowo do Lipiec Reymontowskich. Rano wyjechałem w miarę wcześniej, jednak i tak się spóźniłem. Już jak zrobiłem jeden obrót korbą to wiedziałem, że to zdecydowanie nie będzie mój dzień. Byłem kompletnie pozbawiony energii. Miałem zakwasy w nogach, które trzymały się do niedzieli. Jakaś totalna padaka. Jednak dystans trzeba było zrobić i odhaczyć kolejną udaną wycieczkę w kalendarzu. Ekipa to Barto, JJ, Pixon, Grzesiek i ja. Niestandardowo dołączył do nas Pixon. Znalazł wreszcie czas pokręcić trochę, a Kamil nie. Chcieliśmy w miarę optymalnie zaplanować trasę do Brzezin, unikając asfaltów jak tylko się dało. Na wypadzik wziąłem aparat, pocykałem trochę portretów aby JJ, nasz nadworny fotograf, nie był smutny, że nie ma zdjęć. Do samych Brzezin jechało nam się dobrze, ja jednak byłem flakiem. Nie mogłem wkręcić się na wyższe tempo. Pierwszy dłuższy postój zrobiliśmy gdzieś w okolicach lasów na północ od Brzezin. Następnie pojechaliśmy dalej, kierował Pixon:"tutaj gdzieś powinna być ścieżka". Na zdjęciach dokładnie widać czy ścieżka była ;) Następnie bardzo fajną trasą pojechaliśmy do Rogowa, aby wjechać do miasteczka od północy zahaczając o lokalny sklep. Okocim Mocne smakuje tam bardzo dobrze. Z Rogowa do Przyłęka pojechaliśmy lasem, niestety pod górę. W Przyłęku decydujemy, że już pora spadać do Łodzi bo niektórzy są ograniczeni czasowo. Niestety większość trasy to asfalt, do tego pod wiatr. Wymęczył nas konkretnie, chyba każdy odczuł. Za Wolą Cyrusową zatrzymujemy się w sklepie, który to oferuje ceny półhurtowe, Lech za 3 PLN ;) Dalej doskonale znanymi trasami kierujemy się do Arturówka na pożegnalne piwko. Jeszcze po drodze spotykamy ekipę Rowerowe Soboty, jeden uczestnik wali z nami do knajpy, w której to zmienił się właściciel i jest teraz fajnie. Jeszcze zanim dojechaliśmy do baru, kupiłem pierniczki z Biedronki... nie w Biedronce. Kosztowały mnie 3,6 PLN, ciekawe ile kosztują w Biedrze. Zatrzymując się na chwilę w sklepie odjeżdża nam Pixon, widać było że się spieszy więc chłopaka nie zatrzymywaliśmy. Kolejny udany wypadzik, jakoś dojechałem :)
Czwartek, 14 listopada 2013 | Rower: Miejscowy
Dane wycieczki:
16.74 km (0.00 km teren) Czas: 00:30 h
Prędkość średnia: 33.48 km/h
Prędkość maksymalna: 0.00 km/h
Tętno maksymalne: 144 ud/min
Tętno średnie: 128 ud/min
Tlenowa jazda z Runner's World, niestety zapomniałem wziąć serialu
Wtorek, 12 listopada 2013 | Rower: Miejscowy
Dane wycieczki:
33.21 km (0.00 km teren) Czas: 01:00 h
Prędkość średnia: 33.21 km/h
Prędkość maksymalna: 0.00 km/h
Tętno maksymalne: 177 ud/min
Tętno średnie: 128 ud/min
Tlenowa jazda przy The Boardwalk Empire
Niedziela, 10 listopada 2013 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Dane wycieczki:
152.93 km (40.00 km teren) Czas: 07:13 h
Prędkość średnia: 21.19 km/h
Prędkość maksymalna: 65.85 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Z racji wolnego poniedziałku naszą rowerową sobotę przesunęliśmy na niedzielę. Pogoda dopisała. Sprawdziłem poprzednie lata i w listopadzie 2009 było już biało. Na szybko skręciliśmy ekipę w postaci Barta, Dżeja, Kamila oraz mnie. Kamil coś tam kombinował, że ma fulla i będzie trzeba ulgowo jechać. Nic takiego nie miało miejsca. Jak zwykle standardowo byłem spóźniony, jednak z grubsza zmieściłem się w 15 minutach. Ekipa się zebrała na rogu Mileszki i Pomorskiej na przystanku. Niektórzy już musieli zacząć dzień od piwka i jeszcze jedno kupić na drogę, starość, kurwa starość :) Zanim dojechaliśmy ul. Mileszki do Wiączyńskiej przyszło nam podziwiać piękną autostradę w budowie. Mieszkańców trochę żal ale w końcu Łódź doczeka się swojej obwodnicy. Początkowo mieliśmy jechać czerwonym przez Wiączyń, jednak skusiliśmy się na suchy asfalt, później jeszcze zdążymy się pobrudzić. Z Wiączynia pojechaliśmy do Bedonia, pokazałem chłopakom nową traskę wzdłuż torów, jednak nie przy samych torach. Dalej przez Justynów, ulicą Długą... na tracku widać, że mogliśmy skręcić w lewo po wyjeździe z lasu, czyli w Ogrodową i byśmy sobie zaoszczędzili trochę kręcenie po asfalcie na rzecz większej ilości terenu. W Nowych Chrustach, tradycyjnie, wpadamy do sklepu i na stację na płynno stały regeneracyjny posiłek. Kamil słusznie zauważą, że na stacji nie ma kosza, więc z dużą dezaprobatą dla tej sytuacji zostawiamy butelki i foliówki na stacji. PKP może w końcu się nauczy, że jak się remontuje stację to kosze też trzeba postawić. Z tego co pamiętam poprzednio też tam nie było kosza. W pociągach piwo zwykło się otwierać o stolik, my rowerzyści mamy swoje sposoby. Shimano utworzyło swój standrad SPD, nie po to aby efektywniej pedałować, tylko aby dobrze się otwierało butelki :) Do Starego Redzenia dojeżdżamy asfaltem, potem w las i jego skrajem kierujemy się w stronę Ignatowa. Przed ignatowem trafiamy do uroczej pseudo chatki, miejsca odpoczynku rowerzystów. Zaczęliśmy rozmawiać o codziennych problemach rowerzystów i tak od słowa do słowa zeszliśmy na temat dupy i odparzeń. Na tę okoliczność Bartek przypomniał sobie pewno historię z Mazur jak to z kolegami pojechali pod namioty. Niestety nie było tak przyjemnie jak to na Mazurach może być i Barto odparzył sobie dupę. Oczywiście trzeba było jakoś łagodzić ból smarując ją odpowiednim specyfikiem. Oto główna część historii. Obok namiotu chłopaków robiła się rodzinka. Bartek spokojnie łagodził ból w namiocie, kiedy jego kumpel chciał do niego wejść, Barto zdając sobie z tego sprawę krzyknął coś w stylu:"jeszcze nie, smaruje sobie dupę". Rodzinka obok musiała mieć niezły ubaw :) Jeszcze przed Żelechlinkiem JJ postanawia zrobić zdjęcie starej chatki, która to kiedyś była klubem rolnika w Karolinowie, JJ był chatką zauroczony. Tutaj też mogliśmy pojechać lekko inaczej aby niepotrzebnie nie zjeżdżać do Żelechlinka. Czyniąc to odwiedzamy starą miejscówkę, którą mieliśmy przyjemność odwiedzić podczas jednego powrotu ze Spały. Chwilę debatujemy przed mapą, jakby tutaj dalej pojechać, czy wybrać wytyczone wcześniej szlaki czy wytyczyć własny. Dalej ciągle asfalt, był on na tyle miły że dał pojechać 65,85 km/h. Tutaj Kamil trochę nam siada. My kontynuujemy dyskusje na temat kolorów Photoshopie, RGB, CMKY i coś tam ;) W Rawie zatrzymujemy się na chwilę aby znaleźć w necie lokalizację najbliższego Maka. Jak się okazało takowy w tej miejscowości się nie znajduje. Pewnie po wybudowaniu A1 Rawa powoli bankrutuje i nikt przy zdrowych zmysłach Maka tu nie postawi. Teraz mieliśmy dobrą rozkminkę jak z Rawy wrócić aby skorzystać z tutejszych walorów terenowych. Oczywiście rozkminka była na bogato przy kiełbasie, bułkach i piwach. Pani w sklepie pytała nas skąd jesteśmy, ewidentnie zarywała do JJ ;) Początkowo jechaliśmy dobrze, kierunek się zgadzał. Jedak po skręceniu w lewo, a potem znowu w lewo wylądowaliśmy na trasie. Konieczna była korekta kursu. Dalej na Skoczykłody, w lewo przez pole do Wysokienic jechaliśmy już terenem mijając stadko krów. Jedna z nich na nasz widok szybko się zerwała, a siedziała na prawdę blisko drogi. Nie wiem czy Barto i Dżeju nie mieli w tym momencie pełno w gaciach :) Jeszcze przed kościołem zatrzymujemy się na chwilę sprawdzić jak teraz jechać, zatrzymaliśmy się przy tablicy z wyrysowanym Szlakiem Grunawldzkim, na szybko policzyłem że to jakieś 130 km, może by tak kiedyś go zrobić? Potem za kościołem w lewo i za rzeczką w prawo. Do tego momentu wszystko szło dobrze, sądziliśmy że jechaliśmy dobrze, droga fajna, równa, kilka zdjęć się zrobiło. Nie był to dystans do końca stracony :) Gdzieś w tych rejonach JJ wyjeżdżą zza pleców i rzuca hasłem "Czy jest druch Dobruch, nie ma Drucha bo rucha :)" Teraz niestety musieliśmy wrócić na trasę i jechać aż do Jeżowa. Potem na północ, i w lewo na Rogów. W Rogowie regeneracyjne piwko i bułeczka. Dawno nie piłem Okocim Mocnego. Patrząc na tracka i różne mapy znacznie lepiej się nawiguje, gdyby tylko to było dostępne na żywo podczas wyprawy to człowiek by nigdy nie błądził tylko wybierał najlepszy wariant. Powoli zaczyna się ściemniać. Po wjeździe w las robiło się już na prawdę ciemno, w końcu zapadła noc. Jako jedyny oświetlałem drogę, ale z zasłyszanych dyskusji wiem że niektórzy zasadzają się na nowego Scream od Mactronica ;) Nad Brzezinami wjechaliśmy na czarny szlak, kierujemy się nim na Wzniesienia. Kamila żegnamy tuż przed Buczkiem, teraz w trójkę jedziemy na spotkanie z nowobudowaną A1, w tej chwili, dosłownie, jest tam dziura w ziemi, klei się wszystko do butów i opon, trudno. Robimy przeprawę pod silnym snopem światła SSC-P7 :) Teraz widzę, że z Moskwy w sumie można było do trasy jechać prosto ;) W Plichtowie Ekipa dzieli się na Radogoszcz i Widzew, ja samotnie jadę już w swoją stronę, obieram wariant asfaltowo ścieżkowy. Jest już ciemno, a ja jestem zbyt zmęczony aby jechać terenem. Dojeżdżam do ścieżki na Rokicińskiej i udaje się w kierunku domu.
Piątek, 8 listopada 2013 | Rower: Miejscowy
Dane wycieczki:
22.92 km (0.00 km teren) Czas: 00:40 h
Prędkość średnia: 34.38 km/h
Prędkość maksymalna: 0.00 km/h
Tętno maksymalne: 146 ud/min
Tętno średnie: 133 ud/min
Tlen z The Walking Dead
Wtorek, 5 listopada 2013 | Rower: Miejscowy
Dane wycieczki:
22.32 km (0.00 km teren) Czas: 00:40 h
Prędkość średnia: 33.48 km/h
Prędkość maksymalna: 0.00 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Tlen z The Walking Dead
Sobota, 2 listopada 2013 | Rower: Merida O.Nine Pro XT-D
Dane wycieczki:
68.68 km (45.00 km teren) Czas: 03:32 h
Prędkość średnia: 19.44 km/h
Prędkość maksymalna: 39.06 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Kolejna wyprawa z cyklu sobotnich. Wstępnie mieliśmy jechać w okolice Przedborza, jednak po szybkim rzucie oka na mapę Gór Świętokrzyskich zaproponowałem Końskie jako przedsionek do większych wzniesień. Wyprawa zaczęła się klarować koło wtorku, wstępnie skład miał być uzupełniony o Silenoza i Kamila, jednak z różnych przyczyn chłopaki nie pojechali. Do soboty czas upłynął szybko. Koło 8 rano Barto i Jędrzej byli po mnie doblo 1,2 litra benzyna, silnik mały ale paka duża. Bez problemu zapakowaliśmy się w trzy osoby, bez problemu znaczy bez większych kombinacji. Do Końskich mieliśmy dojechać w miarę szybko, coś koło 90 minut. Jednak w Piotrkowie poszedł tłumik na pierwszym łączniku. Przez awarię straciliśmy dużo czasu zarezerwowanego na jazdę. Pewnie z 1,5 godziny łącznie. Do Końskich dojechaliśmy koło. Na szczęście szybko się uwineliśmy z rozpakunkiem, trasę wytyczyliśmy wcześniej i jazda. Wbijamy na niebieski szlak w stronę zalewu w Sielpi. Aby tam dotrzeć pokonaliśmy Niebo i Piekło. Zdarzyły się takie atrakcje jak szkółki leśne postawione na środku szlaku, taka sytuacja miała miejsce dwa razy. Ktoś na pewno bardzo dogłębnie przemyślał sprawę stawiając siatkę w miejscu ścieżki. Brawa! W Sielpi Wielkiej zatrzymujemy się aby zorientować nas na czerwony szlak w stronę Stąporkowa. Czas na zdjęcia również musieliśmy znaleźć. Jedną z atrakcji w Siepli było przejście przez most nie oddany jeszcze do użytku, z jednej strony przejść było można, z drugiej już nie obyło się bez kombinacji, ostatecznie znaleźliśmy się po drugiej stronie rzeki Czarnej. No i zaczęło się, na czerwonym szlaku w tych rejonach jest wyjątkowo piasczyście. Nie lubię jeździć po takim terenie. Na szczęście teren był mocno wilgotny więc piasek nie dokuczał tak jakby mógł. Dojeżdżamy do Wólki Smolanej. Klimat tego miejsca jest niesamowity, jakby czas zatrzymał się tutaj dawno temu. Z resztą klimat ten utrzymuje się na całej naszej trasie, kiedy tylko odwiedzamy jakieś mniejsze wsie. Do miast dotarła już cywilizacja, jednak na wsi pozostał klimat. Dalej jedziemy czerwonym szlakiem, przez leśne drogi zniszczone zrywką i wywózką drzew. Oczywiście piach nas nie opuszcza i towarzyszy nam praktycznie przez cały czas. Kilka razy mijamy świeżo wybudowane drogi pożarowe, tak zwane leśne autostrady. Raz aż chciałem pojechać takową aby się nie męczyć jazdą po piachu, jednak trasa odbijała w kierunku który nas nie urządzał. Po dotarciu do Stąporkowa i wsparciu lokalnego sklepu na zegarze była już 14.30. Musieliśmy decydować jak dalej jechać, aby nie zostać gdzieś w lesie po ciemku. Wybraliśmy bezpieczny asfaltowy wariant na Wąglów - niebieski szlak rowerowy. Szlak prowadzi do miejscowości Niekłań, za Niekłaniem zjeżdżamy na zachód na niebieski szlak pieszy, z początku szlak wydaje się zapomniany przez cywilizację, trzeba dodać, że był to Piekielny Szlak. Drzewa na środku szlaku, ogromne koleiny, korzenie itd. "uprzyjemniały" nam jazdę aż do Furmanowa, tam wjechaliśmy na moment na asfalt i dalej na zachód pognaliśmy drogą pożarową. Ulica Leśna po pewnym czasie przemienia się w niekończący się zjazd (niebieski szlak pieszy). Zjazd trzeba dodać dość nierówny. Mocno nas na nim wytrzęsło. Jechaliśmy około 30 km/h. W sumie z taką prędkością dojeżdżamy aż prawie pod same Końskie. Zdecydowanie ten odcinek szlaku trzeba pokonywać ze wschodu na zachód, nigdy w przeciwną stronę, no chyba że ktoś bardzo lubi bardzo długie podjazdy. Do Końskich wjeżdżamy już w szarówkę. Do auta docieramy koło 16.30. Można powiedzieć, że idealnie. Jeszcze tylko po książęcym dla pasażerów i można ruszać w drogę powrotną. Kolejna sobotnia wyprawa za nami, jak pogoda pozwoli to za tydzień w sobotę czeka nas następna wycieczka. Dzięki Panowie za kolejną wyprawę!