Wpisy archiwalne w kategorii
Szczyrk 2012
Dystans całkowity: | 119.82 km (w terenie 47.00 km; 39.23%) |
Czas w ruchu: | 08:40 |
Średnia prędkość: | 13.83 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.62 km/h |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 59.91 km i 4h 20m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 21 października 2012 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Dane wycieczki:
85.84 km (19.00 km teren) Czas: 05:52 h
Prędkość średnia: 14.63 km/h
Prędkość maksymalna: 62.48 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Miała być lajtowa wycieczka z grillem na końcu, jednak zacznijmy od początku...
Pogoda znowu zajebista, dziś pojechaliśmy na krótko, kto by pomyślał, że październik nas tak miło zaskoczy. Przed wycieczką oczywiście drobne regulacje są niezbędne, nasz Schab przesadził. Tarcze nie mogą dotykać klocków:
Byliśmy przygotowani na jakieś duże prędkości po zjeździe z Przełęczy Salmopolskiej, dociągneliśmy zaciski, jednakże przełęcz okazała się lipna, maks to był chyba 63 km/h - straszna lipa. Podjechaliśmy, zjechaliśmy - bez szaleństw.
Liczyliśmy na więcej, po drodze na Malince oczywiście sesja przed skocznią naszego Orła z Wisły.
Troszkę zgłodnieliśmy, znaleźliśmy w Wiśle super bar z naleśnikami, porcje ogromne w cenie około 12 zł, pyszności...
Gadaliśmy, w międzyczasie kupiłem mapę uprzednia gadająz z gościem z biura informacji tyrustycznej. Ostrzegał, że po parku krajobrazowym czy czymś takim nie można jeździć na rowerze - 500 zł jak kogoś złapią, ciekawe czy można prowadzić rower? Jak się później okazało nie dotarliśmy do omawianego miejsca. Po drugim śniadaniu ruszyliśmy do wyciągu na Czantorię, miał być nieczynny, okazał się w pełni sprawny
Jeszcze przed nami krótki podjazd na Wielką Czantorię i rozpoczynamy zjazd czerwonym w kierunku Soszów Mały, cały czas jedziemy na granicy Polsko-Czeskiej, co chwila słupki graniczne, dobry szlak :)
Po drodze kilka zjazdów, albo i zejść, sorry chłopaki - musiałem :D
Dotarliśmy do stacji narciarskiej Soszów, oczywiście...
Piwko :)
widoki zajebiste, jak widać, albo i nie widać - nie ma chmur
Nie przedłużając, tuż przed karczmą na Przełęczy Kubalonka - gleba
Jedyna kałuża aka bagno w promieniu kilkudziesięciu metrów, a śmierdziało to...
Teraz czas na main event dzisiejszego dnia. Marcin został chwilę w karczmie załatwić swoje sprawy. Ja z Kamilem pojechaliśmy dalej czerwonym w strone Wisły, chwilę czekamy a Marcina nie ma, Kamil postanowił się wrócić. Ja czekam. Po chwili dostaję telefon, że Marcina nie ma. Zjechał sobie z Kubalonki do Wisły, Kamil go goni, jest za nim kilkaset metrów, krzyczy ale Marcin zapierdala dobrze w doł. Dostaję telefon mówiący mi o zaistniałych wydarzeniach. Kamil zjeżdża dalej w nadziei, że Marcin zatrzymał się gdzieś i na nas czeka. Jednak nie czekał, schował się w jakimś sklepie czy tam barze. Ja nadal jestem na Kubalonce, czekam sobie na przystanku na następny telefon. Kamil dzwoni, mówi, abym zjechał na lewo do Istebnej czy coś, zjeżdzam do Istebnej, było już szaro. Po dojeździe dzwonię do Kamila, i kurwa najlepsze!, zjechałem w złą stronę. Prostujemy sytuację i podjeżdżam pod Kubalonkę w ciemnościach, było około 19. Następnie zjeżdżam z Kubalonki do Wisły w zupełnych ciemnościach, nie mam ani jednej lampki... Jakoś się jedzie, widać białe linie, od czasu do czasu auto zaświeci, tylko dwa razy mnie strąbili, jednakże i tak to był hardkore, mało co widziałem. Zjechałem do Wisły, Kamil czekał z lampkami. Dyskutujemy sobie, Kamilowi coś się pojebało z tą Istebną, niepotrzebnie tam zjeżdżałem. Doklejamy lampki izolacją do rowerów. Postanawiamy jechać. Po Marcinie ani śladu, sądzimy, że wyruszył w drogę do Szczyrku. Cóż, nie pozostaje nam nic innego jak wjechać na Salmopol i dawać do Szczyrku. Oczywiście już jest noc, dobrze że mamy lampki. Podjazd nam chwilę zajmuje, jest noc i 7°C. Zjeżdżamy do Szczyrku, podjeżdżamy na kwaterę a tam Marcin. Jak się później okazało, czekał w sklepie kilkaset metrów od miejsca w którym Kamil czekał na mnie, potem jak nas nie widział to pojechał do Szyczrku, on nie miał lampek, więc podjazd i zjazd z Salmopolu zaliczył w zupełnych ciemnościach widząc tylko ciągłą linię oddzielającą dwa pasy ruchu. Przyjechał na kwaterę przed nami jakąś godzinę, zdążył się zamelinować w barze i poprosić zapasowy klucz od właściciela pensjonatu. Ogólnie sobie trochę podyskutowaliśmy o zaistniałej sytuacji. Z grilla nici, poszliśmy na pizze i tak oto minął nam ostatni dzień w Szczyrku, było hardkorowo :)
Sobota, 20 października 2012 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Dane wycieczki:
33.98 km (28.00 km teren) Czas: 02:48 h
Prędkość średnia: 12.14 km/h
Prędkość maksymalna: 71.62 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Pomysł pojawił się znienacka. Mało czasu na organizację i załatwianie przedwyjazdowych spraw, nie przeszkodziło to w sukcesie. Wspólnie z Kamilem i Marcinem wybraliśmy się odwiedzić Szczyrk. Pogoda dopisywała praktycznie przez cały tydzień, od poniedziałku do niedzieli. My pojechaliśmy od czwartku do soboty. Około 10 rano, tuż przed opuszczeniem pensjonatu zastał nas taki oto widok:
Pogoda była chwalona przez cały wyjazd :) Dziś jeszcze pojechaliśmy ubrani na długo. Po opuszczeniu kwatery zdecydowaliśmy, że trzeba wjechać na Skrzyczne. Jednakże nie na rowerach ale na krzesełkach jak normalni ludzie :)
Po kilkunastu minutach i jednej przesiadce znaleźliśmy się na szczycie.
Ze Skrzycznego pojechaliśmy na Małe Skrzyczne
Odwiedzając po drodze Malinową Skałę napotykając później średnio trudne techniczne zjazdy.
Po jakimś czasie dojechaliśmy na Przełęcz Salmopolską zaliczając pierwsze... czy może drugie, piwo :)
Dalej cały czas kierowaliśmy się czerwonym szlakiem, który doprowadził nas do Chaty Wuja Toma. Niektórzy byli już mocno skacowani.
Po drodze napotykamy zarówno na konkretne podejścia jak i zjazdy
W pewnym momencie szlak idzie dalej na Klimczok, my jednak rezygnujemy z dalszej jazdy szlakiem, zostało mału czasu do zmoroku, postanowiliśmy skierować się bliżej Szczyrku i znaleźć jakiś konkretny zjazd co by można Vmax poprawić :) Po drodze jeszcze szybka sesja zdjęciowa i zaczynamy pierwszą część zjazdu
Potem nastąpiło jeszcze jedno podejście/podjazd, piwo po drodze, aby zacząć właściwy zjazd. Koniec na dziś