Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2009
Dystans całkowity: | 856.21 km (w terenie 99.00 km; 11.56%) |
Czas w ruchu: | 36:30 |
Średnia prędkość: | 23.46 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.20 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (90 %) |
Maks. tętno średnie: | 135 (68 %) |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 61.16 km i 2h 36m |
Więcej statystyk |
Piątek, 6 marca 2009 | Rower: NOX Eclipse SLT v3 (11.04.2011)
Dane wycieczki:
18.24 km (0.00 km teren) Czas: 00:54 h
Prędkość średnia: 20.27 km/h
Prędkość maksymalna: 32.33 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Po olej i do babci :)
Czwartek, 5 marca 2009 | Rower: NOX Eclipse SLT v3 (11.04.2011)
Dane wycieczki:
38.67 km (0.00 km teren) Czas: 01:49 h
Prędkość średnia: 21.29 km/h
Prędkość maksymalna: 58.20 km/h
Tętno maksymalne: 175 ud/min
Tętno średnie: 125 ud/min
Obskoczonych kilka sklepów rowerowych razem ze Stopą. Najpierw Mani, Struga, jakiś sklep Trek przy PŁ, również coś tam po drugiej stronie PŁ, potem na kilińskiego i na Widzew w kierunku Della objechać elektrownię i do domu
Środa, 4 marca 2009 | Rower: NOX Eclipse SLT v3 (11.04.2011)
Dane wycieczki:
12.45 km (0.00 km teren) Czas: 00:31 h
Prędkość średnia: 24.10 km/h
Prędkość maksymalna: 41.48 km/h
Tętno maksymalne: 175 ud/min
Tętno średnie: 129 ud/min
Najpierw do FrShopu po dętki potem do banku zobaczyć czy konto czasem nie pękło już w szwach.
Niedziela, 1 marca 2009 | Rower: NOX Eclipse SLT v3 (11.04.2011)
Dane wycieczki:
115.81 km (3.00 km teren) Czas: 04:52 h
Prędkość średnia: 23.80 km/h
Prędkość maksymalna: 58.20 km/h
Tętno maksymalne: 175 ud/min
Tętno średnie: 128 ud/min
Pobudka 9:22 (trochę zaspałem), szybkie śniadanie, prowiant na trasę i w drogę. Dojechałem na róg Retkińskiej i Wyszyńskiego w miarę o czasie, prawie wszyscy już byli. O dziwo spóźnił się ten który nigdy się nie spóźnia. Już w komplecie ruszyliśmy około 10:15 w drogę: Górka Pabianicka, czerwony szlak rowerowy, Janowice, Chorzeszów, Wiewiórczyn, Orchów, Bałucz, Szadek. W tymże mały postuj na kawę czy co tam kto chciał. Wyruszyłem wcześniej niż reszta ekipy co by na rynku w normalnej cenie kupić wodę. Sądząc, że oni pojechali pognałem w kierunku Lutomierska szosą. Długo nie mogłem nikogo na trasie spotkać, więc zadzwoniłem w celu ustalenia ich pozycji. Jak się później okazało ekipa również pojechała na rynek w celu zaopatrzenia się i ruszyła kilka minut za mną. Byli gdzieś przed Wodzieradami. Jako, że znajdowałem się w Dobruchowie do tychże miałem 5km i za 15 minut mieliśmy wszyscy spotkać się na miejscu. Po dojechaniu nikogo nie ma. Dzwonię do Muchy aby powtórnie określił swoją pozycję. Powiedział, że są już jakieś 5km za Wodzieradami (później okazało się, że pomylił miejscowości). Po krótkiej rozmowie ustaliliśmy, że wiki pojechał na Kwiatkowice a ekipa na Lutomiersk, koniec rowmowy i jazda na Lutomiersk. Znowu nikogo na trasie nie spotkałem, po dojechaniu do Lutomierska pytam się lokalesa czy nie widział czasem grupki rowerzystów - nie widział. Telefon do Muchy, po krótkiej rozmowie dał do słuchawki nawigatora Pixona, współnie ustaliliśmy, że Mucha się mylił i muszę wracać do nieszczęsnych Wodzieradów. Ekipa udawała się do Chorzeszowa, pytam się tego samego lokalesa którędy na Chorzeszów, powiedział drogę i również potwierdził, że ta miejscowość znajduje się przed Wodzieradami (po spojrzeniu na mapę teraz wiem, że nie miał racji - szkoda, że wtedy tego nie wiedziałem). Ruszyłem tak jak powiedział. Po kilku kilometrach (dobrze, że z wiatrem) znowu zadzwoniłem i dostałem info, że ekipa jedzie do Janowic. Czyli muszę jechać gdzieś na lewo. Na nieszczęście wybrałem drogę która na początku wydawała się dość przyzwoitymi kocimi łbami które po kilkuset metrach przemieniły się w lekkie bagienko z elementami arktycznego klimatu. Za kilkanaście minut byłem już w Mikołajewicach. Darowałem sobie już dzwonienie, bo wiedziałem, że nie dam rady nikogo dogonić. Pojechałem: Wrząca, Legendzin, Prusinowiczki, Prusinowice, Porszewice, Świątniki, Górka Pabianicka w której to zjadłem sobie lekki luch (2x Snickers, Lion i rogalik :) ). Z Górki zdążyłem dojechać do oczyszczalni ścieków by otrzymać telefon od Pixona, że razem z Muchą czekają na mnie na miejscu dzisiejszej ustawki. Po dojechaniu na krańcówkę autobusową na Maratońskiej wstąpiłem do tutejszej cukierni na pączka. Nadal czułem, że mam nogi niezdatne do jazdy. Po kilku minutach znowu telefon gdzie jestem. Już miałem w zasięgu wzroku maszt MCD. Kilka minut i jestem na miejscu. Dyskusja na temat ordynarnego wproszenia się do mnie na krzywy ryj staneła na tym, że możemy co najwyżej się w komórce posilić zestawem regeneracyjnym - decyzja przyjęta entuzjastycznie z owacją na stojąco włącznie. Przez Zdrowie wylądowaliśmy u mnie w komórce :D