Niedziela, 5 maja 2013 | Rower:
Na rybę do Sereczyna
Dane wycieczki:
129.41 km (50.00 km teren) Czas: 06:16 h
Prędkość średnia: 20.65 km/h
Prędkość maksymalna: 42.18 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Ustawiliśmy się dzień, dwa wcześniej z ekipą na fr.org w składzie Piotrek, Grzesiek, Łukasz, Tomek oraz Przemek. Dojechałem do chłopaków trochę później, sprawy w domu się przeciągnęły. Spotkaliśmy się na parkingu przy Okólnej/Serwituty. Cel wycieczki był już znany od momentu jej zaplanowania: osada rybacka w Sereczynie. Pogoda dopisywała od samego rana (kiedy to piszę jest sobota 11 maja, za oknem typowa weekendowa pogoda :) ). Pojechaliśmy w stronę Dobrej, początkowo zielonym. Założenie było aby trzymać się jak najwięcej terenu, asfalty zostawić na powrót do domu. Tempo na początku Przemek narzucił dobre, Piotrek wyraźnie odstawał. Zacząłem się zastanawiać czy chcemy go urwać czy to normalnie tak u nich na wycieczkach, że po drodze sukcesywnie każdy odpada :) W końcu jakoś dotrwaliśmy do końca w pełnym składzie, robiąc krótkie przystanki aby ekipa zachowała stan początkowy. Podmokłość terenu było już widać w Łagiewnikach, oczywiście spodziewałem się bagien na zielonym po skręceniu w lewo w Michałówku i nie zawiodłem się, błoto było (w tamtym miejscu chyba jest zawsze z racji na bliskie sąsiedztwo rzeczki). W takiej czy innej formie towarzyszyło nam do końca, a to kałuże na trasie, a to nasiąknięta polna droga. Trzeba było jechać dalej, chociaż momentami było ciężko (polna droga za Kurowicami). Przejechaliśmy Strugę Dobieszkowską dojeżdżając na pierwszy większy postój do sklepu w Kalonce, niezawodne biszkopty wrocławskie i łyk wody pozwoliły jechać dalej :) Oczywiście musiał się ktoś do nas przyczepić, a tym przyczepem okazał się pan na różowym rowerze, oryginalnym, chyba 30letnim z napisem Amsterdam, wszedł w jego posiadanie za jedyne 4 euro. Dłuższa chwila na gadkę i rozkminkę o tym dlaczego młodzi nie chcą mieszkać na wsi, jaką jest Kalonka, a bo to daleko do centrum. Dowiedzieliśmy się również od tego pana, że główną drogą Kalonki przejeżdża równie dużo drogich fur jak w centrum. Teraz trzeba było się dostać do Wiączynia, zobaczyć III Majowy Piknik na którym to miałem odebrać okolicznościowy medal za przebiegnięcie kilku eventów zorganizowanych pod szyldem GP Łodzi na 5 km. Po dojechaniu na miejsce załapaliśmy się na kilka zdjęć oraz na finisz pierwszych zawodników. Chwila podziwiania stadniny konnej Zbyszko (zbudowana na wypasie, mają rozmach skur... :) ). Komu w drogę temu czerwony szlak który doprowadził nas do lasu w Gałkówku. W Gałkowie Małym zatrzymaliśmy się na drugi postój. Rodzynki z bananem weszły bardzo dobrze. Krótka sesja zdjęciowa pod sklepem i ruszamy dalej. Po dojeździe do Pałczewa podrzucam pomysł abyśmy się udali do zachwalanej karczmy Złoty Młyn, tak też robimy. Po dojechaniu na miejsce tłum jest ogromny, auto obok auta. Chłopaki poszli zobaczyć co jest pięć, jednak kolejka jak za PRL odstraszyła nas od czekania na obiad... pizza w Tuszynie?... Mak w Rzgowie?... KFC?... Pomysłów było kilka. Postawiliśmy aby się wbić do Sereczyna. Po kilkunastu km jesteśmy na miejscu. Nogi mnie już lekko bolały, tak to jest jak się całą zimę biega i chodzi na siłkę, człowiek nierozjeżdżony to i nogi bolą. Powiem wam, że ta osada całkiem spoko, piwko po 6 zł, jedzenie całkiem, całkiem, chociaż chłopakom ryba (jak za to co dali) nie za bardzo smakowała - była raczej przeciętna. Ja na swój gulasz z dzika na placku ziemniaczanym nie narzekałem. Posiedzieliśmy, popiliśmy i w drogę. Ostatnie piwko z Grześkiem w parku im. gen. Jarosława Dąbrowskiego zakończyło dzisiejszy wyjazd, dzięki chłopaki :)
Grzesiek i Łukasz (Wiączyń)
Piotrek (Wiączyń)
Łukasz i Grzesiek (okolice Kurowic)
Nadjeżdża Piotrek (okolice Kurowic)
Przemek wytycza trasę (okolice Kurowic)
Sereczyn menu
Obiad
W drodze do parku :)
Grzesiek i Łukasz (Wiączyń)
Piotrek (Wiączyń)
Łukasz i Grzesiek (okolice Kurowic)
Nadjeżdża Piotrek (okolice Kurowic)
Przemek wytycza trasę (okolice Kurowic)
Sereczyn menu
Obiad
W drodze do parku :)
K o m e n t a r z e
U zjadłbym :] Słyszałem, że po tym wyjeździe dojść do siebie nie możesz.
tenbashi - 08:01 czwartek, 9 maja 2013 | linkuj
Komentuj