Czwartek, 6 sierpnia 2009 | Rower: Canyon Torque FR 7.0
Ku ognisku
Dane wycieczki:
101.89 km (40.00 km teren) Czas: 04:53 h
Prędkość średnia: 20.86 km/h
Prędkość maksymalna: 51.25 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Około 11 wybyłem z domu w celach "miastowych". 12 punkt 15 telefon do Stopy w sprawie oblookania części Paco. Spotykamy się na Gdańska/Zielona i udajemy się na Gdańską 112 do dystrybutora części Paco. W jego odnalezieniu pomaga nam Pixon, który to na Allegro wyszukuje telefon do gościa gdyż na bramie nie ma ani śladu, że w tejże znajduje się jakiś dystrybutor części rowerowych. Po telefonie gość schodzi do nas i prawadzi do swej jamy. Kilkanaście minut gadki i Stopa decyduje się na sztycę i może w przyszłości ramę ale na pewno nie różową jak taki jeden z Łodzi ;). Pada pomysł piwka. W sumie czemu nie i po kupnie udajemy się na Zdrowie w celach konsumpcyjnych. Niewiedzieć czemu Stopa prosi o coś do picia innego niż piwo - dostaje Fantę. Gadka szmatka na ławce nad stawem i w niej już pojawia się pomysł ogniska. Dowiedziałem się tylko tyle, że Stopa jest już umówiony i nie będę mu zawracał głowy ogniskiem i którym jeszcze nie wiedziałem. Po kilkudziesięciu minutach udajemy się każdy w swoją stronę. Jakoś tak w międzyczasie dostaję SMS od Pixona czy jadę z Guciem robić setkę - nie pojechałem. Pojawia się pomysł spotkania w Łagiewnikach na jazdę - zostaje przyjęty. Mieliśmy się spotkać o 19.30 na Kaloryferze. Tak aby obejrzeć TdP i mieć czas dla siebie na przygotowania ;) Oglądając tę nudną szosę zdecydowałem, że wyjadę wcześniej - wyjechałen około 18 kierunek Łagiewniki. Już wiedziałem, że jednak nie jeździmy tylko jedziemy na działę do Silenoza na ognisko. Podczas mojej jazdy do Łagiewnik Pixon dzwoni i zawraca mi dupę abym kupił piwo i kiełbanę dla mnie i Marcina. Kiełbasę kupiłem i woziłem ją półtorej godziny jazdy w Łagiewnikach ;] Jeżeli przed jazdą nie była słona to po niej na pewno ;] Przed osiągnięciem destynacji dzwonię do Triss czy aby nie wybiera się z nami - nie odbiera. Później dzwonię jeszcze raz - nie odbiera. Dobra... w dupę ;] Jadę sam. Najpierw udałem się do Arturówka, później trasą maratonu do wodopoju przy stawie niedaleko kościoła - wody brak. Jakoś przeżyłem - jadę do kapliczek. A tam również wody brak - ja jebe, człowiek daje z siebie dużo bo wie, że czeka na niego zimna zdatna do picia woda a gdy już jest na miejscu to dupa. W końcu przy kościele wodopój był czynny. Zrobiłem co miałem zrobić i w drogę na hopki przy stawach - tam gdzie Daro miał problemy ;) Poskakałem chwilę i następnym celem są Jagody. Do spotkania mam jeszcze dużo czasu. Podjeżdżam sobie trasą którą wiedzie hopkowa ścieżka aby oblookać stan tychże. Chwila odpoczynku na górze i jazda w dół. Zaliczam prawie wszystkie hopki, oprócz hopek o mało co nie zaliczyłbym drzewa. W mgnieniu oka zahamowałem założyłem kontrę i witamy wśród żywych ;] Trasa przejechana raz. Z powrotem na górę. Teraz już zaliczyłem wszystkie hopki i nawet fajnie było - podobało mi się :D Trzeci raz na górę i ostatni raz zjeżdżam - bajerka. Teraz kieruję się trasą maratonu obok klasztoru na podjazd przy kapliczkach. Pokonuje go na stojąco i teraz wiem, że jest to męczące robić podjazdy na stojąco, nie wiem dlaczego ludzie myslą że ktoś jest gość jeżeli robi podjazdy w siodle. Dla mnie teraz ktoś jest gość kto robi podjazdy na stojąco. Żółtym szlakiem dojeżdżam na Uskok. Tutaj widzę jakiś gości łatających dętkę. Jadę dalej na Kaloryfer napić się i poczekać na Pixona. Po jakimś czasie przyjeżdżają goście z Uskoku. Jeden na Krosie zwraca moją uwagę z powodu niezłego obtarcia na plecach, myślę sobie czy on aby nie skakał na Krossie na Uskoku - jak się później skakał i coś tam gadał że sobie kupi zbroje i dalej będzie latał. Powodzenia i krzyż na drogę ;] Dostaję SMS od Kingi, że nie przyjedzie po została uziemniona przez hamulce i Szalonego Chemika ;] Trudno jakoś przeżyję. Pixon przyjeżdża lekko spóźniony - jedziemy do Rosanowa na ognicho. Gadamy, gadamy i Pixon postanawia zrobić podjazd przy kapliczkach na stojąco - jakoś mu się udaje ale na górze muszę go reanimować ;) hehehe ;] W doł i jedziemy do Rosanowa. Jak zwykle Pixon zjebał i zrobiliśmy takie koło, że to bania mała - szkoda pisać. Wreszcie dojeżdżamy do Rosanowa i w Kaktusie zaopatrujemy się w siedem Żubrów - średnio trzy na głowę. Marcin czeka na nas już przy kościele. Ja z niewybalansowanym rowerem (kolejne siedem Żubrów przydałoby się na drugiej stronie kiery ;] ) jakoś docieram na miejsce ogniska. Zostajemy przywitani po królewsku, znosimy drewno i palimy!!! Ognisko zakończyło się 3:0 dla jedzenia w pojedynku z Pixonem. Dwa razy kiełbana wylądowała w ogni i raz rozlało się trochę piwa ;] Po napełnieniu żołądków (niektórzy nie napełnili :D ) wyruszamy z Pixonem w stronę Zgierza odwiedzić tamtejszego Maka. Docieramy w tempie ekspresowym. Teraz już jest 4:0 dla jedzenia - tym razem rozlał się Szejk. O 23:45 Pixon mi się oświadcza - sam byłem w szoku :D (mówiłem, że bez echa to się nie obejdzie ko... lego :D ) Z Maka jedziemy do Pixona po moje świecidełko. Po opuszczeniu pałacu Pixona jadąc Zgierską spotykam Stopę który wraca z miasta. Oczywiście ma mi za złe, że nie zaprosiłem go na ognisko ;] To by było na tyle - wracamy do tradycji opisywania wycieczek ;]
Zdjęcia prezentują zajebiste ognisko i równie zajebistych chłopaków ;] Oraz najnowszej generacji systemy oświetleniowe tak tajne, że nie mogę o nich pisać ;]
Zdjęcia prezentują zajebiste ognisko i równie zajebistych chłopaków ;] Oraz najnowszej generacji systemy oświetleniowe tak tajne, że nie mogę o nich pisać ;]
K o m e n t a r z e
Spoko opis :]. Mam nadzieje, że jeszcze jakieś się pojawią.
Tenbashi - 21:35 wtorek, 11 sierpnia 2009 | linkuj
fuck, co opis......jak sie hajtniecie z pixonem to może przestanie marnować jedzenie....
silenoz - 10:17 piątek, 7 sierpnia 2009 | linkuj
Komentuj