Sobota, 26 marca 2016 | Rower: R1
Pierwsza szosa 2016
Dane wycieczki:
70.18 km (0.00 km teren) Czas: 02:33 h
Prędkość średnia: 27.52 km/h
Prędkość maksymalna: 46.30 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Od rana pogoda deszczowa, jednak w miarę upływającego czasu zaczęło się rozpogadzać, a asfalt robił się coraz suchszy. Umówiliśmy się jakoś pod koniec tygodnia na szoskę z Dżejem jednak z niewyjaśnionych powodów postanowił milczeć kiedy przyszło do jazdy :) W sobotę rano tematem zainteresował się Barto. I tak wspólnie czekaliśmy na 13, potem na 14 by wyruszyć koło 14:20 w kierunku który Bartek wcześniej zaplanował. Jadąc na miejsce zbiórki czułem, że wiatr będzie przeszkadzał, dobre w tej sytuacji było niedokuczające zimno, ubrałem się w sam raz. Nie wiedziałem jak będziemy jechać, liczyłem chociaż na powrót z wiatrem. Jednak wiadomo jak to bywa z powrotami z wiatrem, rzadko się takie zdarzają (chłopaki pewnie pamiętają Spałę w poprzednim albo dwa lata temu kiedy to też mieliśmy wracać z wiatrem). Ty razem "wiatry" były po naszej stronie.
Jechałem ze zmęczonymi nogami po piątkowym bieganiu, jednak dałem radę, tempo było mocne jak na początek sezonu, w dalszej jego części zapowiadam mocniejsze jak zejdę z wagą :) Asfalty w pierwszej części wycieczki nie powalały, korki przy cmentarzu na Szczecińskiej również, chwilę dalej był prawie pusty parking, a ludzie jak to ludzie, pchali się aby obstawić dwie strony drogi dojazdowej swoimi samochodami, zamiast poświęcić pewnie tyle samo czas na dojazd na parking i późniejsze przemieszczanie się na nogach. Alex, Ruda, Karolew, cały czas asfalt. Po wyjeździe z nielicznych lasów (chociaż po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że jednak było ich całkiem sporo) albo terenów zabudowanych wiatr dawał o sobie znać, ambicja zachęcała do szybszego kręcenia na podjazdach co też robiłem. W Parzęczewie zatrzymaliśmy się na jedyny postój, puszka Pepsi na dwóch, ja dolałem wody. Jako element artystyczny, pani z auta zapytała dwóch rowerzystów stojących przy sklepie o ulicę jakąś tam, naturalnie nie za wiele jej pomogliśmy. Po chwili pojechaliśmy dalej, jeszcze zdążyłem trochę skorygować położenie siodełka, a Barto dobić ciśnienia.
Wiatr już stawał po naszej stronie, po skręcie w prawo w Ozorkowie przez chwilę wiał dokładnie w plecy, piękna chwila :) Był Tubądzin, to znaczy że jesteśmy na dobrym kursie. Z Ozorkowa dość szybko dojechaliśmy do Grotnik, to były bardzo szybkie kilometry, dokładnie 7 wg znaku gdzieś w Ozorkowie. Zaczynałem odczuwać zmęczenie, podjazdy stawały się coraz trudniejsze, w nogach trochę piekło a dystans był nie za duży, jednak średnia spora (jak na początek sezonu ;) ). Trzeba poczynić jakieś przygotowania do Pętli Bieszczadzkiej. Chwilkę pogadałem z Bartem jak jedziemy, czy wjeżdżamy na trasę czy nie, po chwili zastanowienia zastosowaliśmy wariant pozatrasowy, czyli Szczecińska. Dojechaliśmy wolniejszym tempem niż zaczynaliśmy pod Lewiatana, po batoniku i nadszedł czas rozjazdu, miałem jeszcze ze 4 km do pokonania, na szczęście z wiatrem, szybko poszło. Fajna traska na rozgrzanie.
Piękna Giordana poniżej, kolorowe zdjęcie, coś grubo wyszedłem...
Jechałem ze zmęczonymi nogami po piątkowym bieganiu, jednak dałem radę, tempo było mocne jak na początek sezonu, w dalszej jego części zapowiadam mocniejsze jak zejdę z wagą :) Asfalty w pierwszej części wycieczki nie powalały, korki przy cmentarzu na Szczecińskiej również, chwilę dalej był prawie pusty parking, a ludzie jak to ludzie, pchali się aby obstawić dwie strony drogi dojazdowej swoimi samochodami, zamiast poświęcić pewnie tyle samo czas na dojazd na parking i późniejsze przemieszczanie się na nogach. Alex, Ruda, Karolew, cały czas asfalt. Po wyjeździe z nielicznych lasów (chociaż po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że jednak było ich całkiem sporo) albo terenów zabudowanych wiatr dawał o sobie znać, ambicja zachęcała do szybszego kręcenia na podjazdach co też robiłem. W Parzęczewie zatrzymaliśmy się na jedyny postój, puszka Pepsi na dwóch, ja dolałem wody. Jako element artystyczny, pani z auta zapytała dwóch rowerzystów stojących przy sklepie o ulicę jakąś tam, naturalnie nie za wiele jej pomogliśmy. Po chwili pojechaliśmy dalej, jeszcze zdążyłem trochę skorygować położenie siodełka, a Barto dobić ciśnienia.
Wiatr już stawał po naszej stronie, po skręcie w prawo w Ozorkowie przez chwilę wiał dokładnie w plecy, piękna chwila :) Był Tubądzin, to znaczy że jesteśmy na dobrym kursie. Z Ozorkowa dość szybko dojechaliśmy do Grotnik, to były bardzo szybkie kilometry, dokładnie 7 wg znaku gdzieś w Ozorkowie. Zaczynałem odczuwać zmęczenie, podjazdy stawały się coraz trudniejsze, w nogach trochę piekło a dystans był nie za duży, jednak średnia spora (jak na początek sezonu ;) ). Trzeba poczynić jakieś przygotowania do Pętli Bieszczadzkiej. Chwilkę pogadałem z Bartem jak jedziemy, czy wjeżdżamy na trasę czy nie, po chwili zastanowienia zastosowaliśmy wariant pozatrasowy, czyli Szczecińska. Dojechaliśmy wolniejszym tempem niż zaczynaliśmy pod Lewiatana, po batoniku i nadszedł czas rozjazdu, miałem jeszcze ze 4 km do pokonania, na szczęście z wiatrem, szybko poszło. Fajna traska na rozgrzanie.
Piękna Giordana poniżej, kolorowe zdjęcie, coś grubo wyszedłem...
K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj