Sobota, 15 lutego 2014 | Rower: Schwinn Mesa GS
Mało terenu i piwa
Dane wycieczki:
87.94 km (2.00 km teren) Czas: 04:00 h
Prędkość średnia: 21.98 km/h
Prędkość maksymalna: 36.80 km/h
Tętno maksymalne: ud/min
Tętno średnie: ud/min
Z racji tego, że nic na piątek nie miałem w planach już wiedziałem co będę robił w sobotę. Kontrolnie obudziłem się około 8.00, pogoda zapowiadała się dobra, 30minutowa drzemka i pobudka, jajecznica z chlebem, długie szykowanie i około 9.30 wyjechałem w drogę, pierwszy cel to przejścia na Zgierskiej, dojeżdżam jakoś 10.10 i widzę Barta przejeżdżającego Zgierską. Nie wpadłem w panikę i nie zacząłem krzyczeć, pojechałem na ogonie w stronę chałupy JJ. Jadąc myślałem, czy mam się trzymać na ogonie, wyprzedzić go i zobaczyć co się skapnie czy po prostu dojechać i rzucić jakiś głupi tekst na przywitanie. Wybrałem opcję głupiego tekstu :) Razem dojechaliśmy JJ na spotkanie. Chłopak coś tam w domu jeszcze ogarniał więc starczyło czasu aby Barto uraczył mnie pewną opowieścią która łączy wątek rowerowy z okolicznymi miastami :) Kiedy RiDżej zszedł nam na spotkanie z workiem śmieci myśleliśmy, że nie jedzie. Gościu ostatnia dużo kupuje i w ogóle nie jeździ. Jednak tym razem udało się go namówić. Poszliśmy do jego komórki nasmarować łańcuch, w sumie to tylko ja smarowałem. Podobno jakiś super specyfik z Casto. Chwila gadania o tym, że się wreszcie pojawiłem na ustawce i ruszyliśmy. Jakoś wyszła propozycja Szczecińskiej bo dawno tamtędy nikt nie jechał, więc pojedziemy teraz. Wiaterek na towarzyszył od samego początku. Jechaliśmy żwawo jak na tę porę roku (wiosna!?), a miała być lajtowa wycieczka na mieszczuchach. Droga mijała... szosa... pierwszym przystankiem miał być sklep przy torach łączących Konstantynów z Lutomierskiem. Na przeciwko Sali Bankietowej Żabiczki. Prowiant kupiliśmy tradycyjny, czyli oni po bułce a ja dodatkowo piwko (dla nich). Pojechaliśmy w stronę Lutomierska, na skrzyżowaniu trzeba było się chwilę zastanowić jak jechać. RiDżej miał ograniczony czas, więc wybraliśmy wariant krótszy oraz taki "tędy nigdy nie jechaliśmy". Zdaje się, że ja jechałem. Cóż... panowie mnie zrobili w chuja ale im wybaczam. RiDżej chciał po drodze zostać marynarzem, puściliśmy kilka sucharów, kawałów i historii i córkach. Po wjechaniu w las zatrzymaliśmy się, aby spić Okocim Mocne (powinienem dostać tutaj jakąś kaskę za reklamę). Im dłużej staliśmy tym zimniej się robiło, więc trzeba było się zabrać w drogę. Teraz celem stał się Aleksandrów, po przejechaniu jedynego (:d) skrzyżowania ze światłami chwile za nim zatrzymaliśmy się, aby RiDżej znowu wyjął swoją super mapę. Czasu było mało więc kierunek Zgierz najkrótszą trasą. Tempo narzuciliśmy dobre, RiDżej prowadził, podjeżdżam do niego czy spuchł, na razie nie. Jednak nadchodzący podjazd trochę utuczył RiDżeja i spuchł :) Po dojechaniu do centrum (:D :D :D :D) Zgierza, czyli w zasadzie do Maka, RiDżej się odłącza i uderza na Rado, a my z Bartem jedziemy dalej w kierunku Dobrej. Po drodze zatrzymujemy się w sklepie. Oczywiście, okoliczny żul pyta o dwa złote. Barto twardo nie dał, ja też nie, więc żul sobie poszedł. W sumie to nie był żul, jakiś gościu zbierał na piwko. Po dojechaniu do Skotnik szybki postój techniczny, uzupełnienie płynów, wywalenie śmieci i dalej w kierunku Dobrej, aż do Strykowskiej. Po wjechaniu na ulicę poczuliśmy wiatr wiejący od Łodzi. Na samą myśl ile km trzeba jeszcze zrobić tą ulicą odechciało mi się jazdy. I tak pociągnęliśmy 3km pod wiatr, by odbić w prawo. Nie był to za dobry pomysł, zamieniliśmy wiatr na teren, a teren o tej porze roku nie sprzyja jeździe. Przemęczyliśmy się dobre 1,5km. Na końcu trafiliśmy na piękny wiejski asfalt którym dojechaliśmy aż do Okólnej. Następnie przez Wycieczkową dojeżdżamy do Parówy, na moją prośbę. Ciekaw byłem czy coś się tam dzieje. Nic się nie dzieje, brama zamknięta, pies ciągle ten sam, nikt nic nie robi. Słabo trochę, działka sprzedana a wszystko po staremu. Wracamy do źródełka, gdzie rozcieńczam zgierską Pepsi łódzką wodą. Barto na samą myśl chyba zrezygnował z degustacji :) I to by było na tyle, chwilę dalej Barto uderza w swoją stronę w poszukiwaniu jakiejś kwiaciarni a ja dalej Wycieczkową w stronę Widzewa. Wypadzik dobry, rozruszałem się, fajny odskocznik od bieżni. Jednak z biegania nie rezygnuję aby móc znowu jeździć na Meridzie :)
K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj